Pojedynczych emocji nie zabrakło, ale jednak wyniki 4. kolejki PGE Ekstraligi nie zaskoczyły. Stawiając wcześniej na planowe wygrane gospodarzy raczej nikt fortuny nie zgarnął. W bardzo trudnej sytuacji po niedzielnych rozstrzygnięciach pozostaje MRGARDEN GKM Grudziądz i… tarnowska GRUPA AZOTY Unia, której lider najprawdopodobniej odpocznie chwilę od żużla. Znowu. 

Nicki Pedersen przeszedł w nocy badania, które wykazały, że o ile z kręgami szyjnymi jest wszystko w porządku, tak z nadgarstkiem już nie do końca. Złamanie jednej z kości sugeruje przerwę. Jak długą? Nie wiadomo, bo z tymi nadgarstkami różnie bywa. Najwięksi szaleńcy potrafią to zaspawać „byle czym” i ścigać się po tygodniu, inni czekają miesiąc.

To nienajlepsze informacje dla beniaminka PGE Ekstraligi. Forma Pedersena jest dla tarnowian niczym laska Mojżeszowa dla uciekających przed Egipcjanami Izraelitów. Duńczyk od początku sezonu imponuje i dokonuje na torze cudów, będąc dla Unii pewniakiem na choćby 15. bieg. Teraz sprawa może się nieco skomplikować. Jeśli informacje o pauzie się potwierdzą, Pedersena nie zobaczymy w najbliższym meczu z BETARD Spartą w Tarnowie. W kolejnym Unia pojedzie z GKM-em, też na własnych śmieciach, ale to już 20 maja. Do tego czasu być może z ręką „Dzika” będzie wszystko w porządku.

Trwa dominacja leszczyńskiej FOGO Unii. Chyba już nikt nie ma wątpliwości, że Piotr Baron dysponuje żużlowym samograjem, którego pewnie poprowadzić do zwycięstwa mogłaby pani z kasy Tesco. Oczywiście nie umniejszam umiejętności i znaczenia jakie dla tej drużyny ma były szkoleniowiec Sparty, jednak kierowanie tak zbudowanym zespołem należy chyba do jednych z przyjemniejszych zadań, jakie w swoim życiu miał trener Baron. Zupełnie po drugiej stronie żużlowych doznań jest za to Robert Kempiński, którego – jak wróble ćwierkają – ma zastąpić inny Robert, rodem z Torunia. Ciekawe. Tak, czy inaczej w Grudziądzu zmiany są potrzebne, bo sytuacja wymyka się spod kontroli.

Na koniec słowo o sci-fi. Lubię filmy o kosmitach, dlatego fajnie, że i w żużlu się takowy pojawił. Fredka Lindgren jeździ w innej lidze, a skoro ta jest najlepsza na świecie, to Szwed startuje w galaktycznej. Brak słów. Wystarczy podziw. Z takim zawodnikiem Lwy mogą zrobić wszystko. Dosłownie. Aczkolwiek, nawiązując do wcześniejszych kilku zdań, na leszczynian to nie wystarczy.

fot. Marcin Szarejko / Speedway Ekstraliga

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie