Choć żużlowa pasja przechodzi w Nowej Zelandii z pokolenia na pokolenie, a starzy mistrzowie starają się pomagać jak mogą, od kilku lat tamtejszy speedway jest w kryzysie. – Nie wierzę, by żużel w Nowej Zelandii kiedykolwiek osiągnął profesjonalny poziom, ponieważ nie mamy stadionów, zawodników, publiczności, czy uwagi ze strony mediów. Przykro się patrzy na jego upadek – stwierdza tegoroczny mistrz kraju, Bradley Wilson-Dean.

Bradley Wilson-Dean jest znany kibicom żużla. W ubiegłym roku startował on w Wielkiej Brytanii. W sezonie 2019 będzie można go za to podziwiać w Polsce. Nowozelandczyk podpisał kontrakt z Wybrzeżem Gdańsk. 24-latek był “skazany” na żużel. – Zacząłem jeździć na żużlu, gdy miałem 12 lat. Przede mną tę dyscyplinę uprawiał mój ojciec (Darrin Wilson) i wujek (Mike Wilson), a ze strony mojej matki są członkowie rodziny, którzy trenowali „speedway sidecars”. Z kolei jeszcze przed nimi mój dziadek (Tony Wilson) także był żużlowcem. Tak więc nasza rodzina ma swego rodzaju romans z żużlem. Mój ojciec dalej ściga się w zawodach w Nowej Zelandii w wieku 53 lat – oznajmia zawodnik.

Nowa Zelandia to kraj z żużlową historią – w przeszłości reprezentanci tego kraju zdobywali wiele medali mistrzostw świata. Niestety ćwierć wieku temu sytuacja speedwaya na tym terenie zaczęła się zmieniać. – Kiedyś w barwach kraju kiwi można było znaleźć naprawdę wybitnych zawodników, takich jak Ivan, Ronnie i Barry (Mauger, Moore, Briggs przyp. red.), a także wielu innych, którzy osiągnęli zawodowy poziom. W przeszłości mieliśmy również wiele torów, które były przystosowane do jeżdżenia na żużlu. Aczkolwiek na przełomie lat 90. oraz 2000 nawierzchnia torów została dopasowana do wyścigów samochodowych (sprint cars, stock cars itp.), które rujnują je na rzecz motorów – tłumaczy Bradley.

Starzy, nowozelandzcy mistrzowie również wspierają młodzież jak tylko mogą. – Tony Briggs faktycznie pomaga młodym, nowozelandzkim zawodnikom, jak tylko może. Wielokrotnie udzielił mi pomocy i cieszę się, że mamy kogoś takiego. Bruce Cribb również mnie wspiera, szczególnie gdy jestem w Anglii, dlatego że mieszkam u niego. Był on częścią drużyny na Mistrzostwach Świata w 1979, gdy odnieśliśmy zwycięstwo – przywołuje Wilson-Dean.

Niezależnie od żużlowej tradycji, sport ten stracił swoją popularność i ciężko jest znaleźć godnego następcę Barry’ego Briggsa. – Żużel w Nowej Zelandii był niegdyś bardzo popularnym sportem. – mieliśmy mistrzów świata, a także wielu zawodowców. Niestety teraz już to tak nie wygląda. Mamy trzy kluby/tory, które są otwarte co 2-3 tygodnie. Jeden tor znajduje się w Auckland (Rosebank), następny w Christchurch (Moore Park), a kolejny w Invercargill (Oreti). Ich nawierzchnia jest podobna do polskich torów. Z kolei ich długość jest w zakresie od 300 do 400 metrów. Zazwyczaj treningi popołudniowe odbywają się pomiędzy wyścigami, tak więc jeśli mamy szczęście, to możemy trenować kilka godzin w tygodniu. Nie jestem pewien kto pracuje na torze. Mechanikami są przeważnie członkowie naszej rodziny. Moim mechanikiem jest Paul Butler, który był mechanikiem dla brytyjskich żużlowców – mówi zawodnik Wybrzeża.

Nadzieją dla żużla w Nowej Zelandii była runda Grand Prix, która promowała dyscyplinę w kraju. Jak przyznaje Bradley, pokazanie sportu nie przyniosło jednak za sobą większej liczby zawodników. – Uważam, że Speedway Grand Prix wywarło pewien wpływ na rozpoznawalność speedwaya w Nowej Zelandii, ponieważ było pokazywane w telewizji i wielu ludzi dowiedziało się o jego istnieniu. Pomimo tego, z moich obserwacji wynika, że nie przyczyniło się to do wzrostu ilości kibiców na stadionach, czy samych zawodów. Bardzo chciałbym, by ten cykl ponownie zawitał do Nowej Zelandii. Miałem już możliwość ścigać się z takimi zawodnikami jak Jason Doyle, Nicki Pedersen oraz Peter Kildemand i pokazałem, że jestem w stanie mierzyć się z nimi jak równy z równym. Tak więc byłbym zachwycony, gdyby SGP powróciło i otrzymałbym dziką kartę.

Mimo wsparcia rodzin i byłych zawodników, dyscyplina w tym państwie powoli upada. Zawodnikom często brakuje pieniędzy. – Żużel nie cieszy się zainteresowaniem mediów w Nowej Zelandii. Jest to sport mniejszościowy w naszym kraju, tak więc trudno jest zdobyć jakąkolwiek publikę. Ponadto, koszty żużla tutaj są ogromne i trudno jest zdobyć części do motorów z racji tego, że nie ma żadnego sklepu żużlowego. Zwykle zawodnicy kupują części od siebie nawzajem. Ja sprzedaję wiele części na miejscu i staram się, by były one w dobrych cenach, dzięki czemu mogę pomóc dyscyplinie. Inni z kolei sprzedają je za o wiele większe pieniądze, niż są one warte, co tylko negatywnie wpływa na sytuację speedwaya w mojej ojczyźnie – przyznaje 24-latek.

Przyszłość nowozelandzkiego żużla nie maluje się w różowych barwach. Dlatego zawodnicy często zniechęcają się do walki o swoje kariery. – W Nowej Zelandii mamy około 25 zawodników na całej północnej i południowej wyspie. Niestety tylko garstka próbuje przeistoczyć to w profesjonalną karierę. Aktualnie jestem jedynym zawodnikiem, który jeździ w Anglii (Plymouth). Bradley Andrews niegdyś jeździł dla tej samej drużyny, lecz teraz jest mechanikiem Dominika Mösera. Oprócz tego, jest może trzech innych zawodników, który próbują lub będą próbować stać się zawodowcami (Jake Turner, Sam Taylor oraz George Congreve). Liczba ta zdecydowanie się nie zwiększa, a wręcz maleje każdego roku. Nie wierzę, by tutejszy żużel kiedykolwiek osiągnął profesjonalny poziom, ponieważ nie mamy stadionów, zawodników, publiczności, czy uwagi ze strony mediów. Przykro się patrzy na jego upadek. Myślę, że podobnie wygląda w innych państwach na świecie, gdzie tylko jest coraz gorzej – ze smutkiem opowiada Bradley Wilson-Dean.

Z pewnością Wybrzeże Gdańsk nie pożałuje tego transferu. Bradley wprowadzi nowozelandzką świeżość do naszej ligi, mieszcząc się na ostatnim miejscu historycznego podium zawodników z Nowej Zelandii, którzy spróbowali swoich sił w Polsce – przed nim dokonali tego tylko Tony Briggs i Mitch Shirra. Miejmy nadzieję, iż postawa obywatela kraju kiwi przyczyni się do tego, że już za kilka lat będziemy mieli możliwość oglądać na Speedway of Nations reprezentację Nowej Zelandii.

Nieodkryty Ląd to seria, w której Angelika Garczyk i Mateusz Dziopa pokazują obraz żużla w krajach, które z żużlem kojarzą się tylko nielicznym.

fot. whatsoninvers.nz/Western Springs Speedway

[the_ad id=”1919″]

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie