Artur Mroczka od feralnego karambolu w meczu z gdańskim Zdunek Wybrzeżem (2. kolejka Nice 1. LŻ) zmaga się ze skomplikowaną kontuzją dłoni. Żużlowiec Unii Tarnów zdradził jednak, że wkrótce kończy rehabilitację i wraca do treningów na motocyklu. –  Myślę, że za dwa tygodnie będzie wszystko tak, jak ma być – powiedział nam po wygranym przez Unię 46:44 meczu z Car Gwarant Startem Gniezno.

 Rafał Martuszewski: Mecz Unii z Car Gwarant Startem Gniezno oglądałeś z perspektywy parku maszyn. Dużo emocji?

Artur Mroczka: No myślałem, że dzisiaj będzie jednak trochę łatwiej, ale Gniezno postawiło się na maksa. W końcu to pierwsza stolica Polski, więc o czymś to świadczy… A tak serio, to chłopaki z Gniezna naprawdę postawili nam dziś wysoko poprzeczkę, bo do ostatniego biegu przegrywaliśmy.

Ostatecznie jednak macie wygraną w kieszeni.

Ale ostatni bieg musieliśmy wygrać 5:1. Przede wszystkim gratulacje dla całej drużyny, bo poszczególne wyniki chłopaków się nie liczą, a jednak ten końcowy wynik drużyny. Nawet Mateuszowi Cierniakowi mówiłem, żeby się nie przejmował, bo przecież robi trójki w biegach młodzieżowych, a na te z seniorami to przyjdzie jeszcze czas.

Widziałem, że żyłeś z kolegami w parku maszyn. Biegałeś od boksu do boksu. Pomagałeś?   

Cóż mogę powiedzieć? Myślałem, że mecz będzie łatwiejszy. Nie chciałem tam zbytnio przeszkadzać chłopakom, ale przed meczem rozmawiałem z Danielem Kaczmarkiem, który mówi „chodź do mnie tu do boksu, będziesz mi pomagał i podpowiadał, co tam z boku widać”. To co mogłem, to pomogłem.

Tak patrząc z boku na poszczególne biegi jesteś w stanie wyłapać pewne niuanse, na przykład zmieniający się tor?

No na pewno. Ja jeździłem w Tarnowie kilka lat, więc widzę jak ten tor się zachowuje. W pewnym momencie zrobiło się naprawdę twardo i gnieźnianie jechali jak u siebie. Zrobiliśmy delikatne zmiany w sprzęcie, właściwie to chłopaki sami je wprowadzali, ja tylko przekazywałem, co ewentualnie widziałem. Myślę, że trochę im to pomogło.

Nie mogę zapytać o sprawę, która kibiców z Tarnowa najbardziej elektryzuje w twoim  przypadku. Jak twoja ręka, jak leczenie i kiedy powrót na tor?

Tak szczerze to myślałem, że będzie trochę inaczej. Ręka dosyć mocno była poturbowana, choć myślałem, że to złamanie jak każde inne. Kiedyś miałem złamaną rękę i po miesiącu było w porządku, a tu minęły dwa miesiące i jeszcze na motocykl nie wsiadłem. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z przebiegu rehabilitacji. Dziękuję z tego miejsca klubowi za sprawne jej załatwienie i dziękuję mojemu rehabilitantowi Bartkowi, bo wylewamy siódme poty dwa razy dziennie. Łzy radości płyną podczas bólu, ale ogólnie jesteśmy na finiszu.

fot. Kontuzjowana dłoń Artura Mroczki / Rafał Martuszewski

Zabiegi masz w Tarnowie?

Tak, ja właściwie od początku leczenia jestem w Tarnowie. Dwa tygodnie byłem w Grudziądzu, a później już tutaj. Chciałbym więc jeszcze podziękować i pozdrowić moją córkę i narzeczoną, bo są w szpitalu od kilku dni. Mała dostała wysokiej temperatury, okazało się, że ma zapalenie płuc, ale na szczęście szybko zareagowaliśmy. Chcę tutaj podziękować także panu Tomaszowi Proszowskiemu, który pojechał z nami do szpitala.

No to życzymy dużo zdrowia córeczce. Tobie z resztą też.

No niech wraca do zdrowia, a ja w tym tygodniu kończę rehabilitację, w przyszłym tygodniu będę trenował, więc spodziewajcie się mnie już na następnym meczu.

Trening na motocyklu w przyszłym tygodniu?

Tak.

Wracając jeszcze do twojej kontuzji, na początku mówiło się o dwóch kontuzjowanych rękach. Teraz mówimy już o jednej?

No tak, bo można powiedzieć, że ta jedna to była złamana tak „normalnie”. Kość się zrosła i nie było potrzeby jej specjalnie rehabilitować. W drugiej no to był złamany nadgarstek, te wszystkie ścięgna pokiereszowane. Zabiegi bolą, ale musi tak być, bo chcę już jeździć, w innym wypadku mógłbym siedzieć na wolnym przez pół roku. Dziękuje też panu Grzegorzowi Sobańskiemu no i… chyba już wszystkim podziękowałem… Chociaż jeszcze kibice, którzy są na pierwszym miejscu. Im też bardzo dziękuję.

No trochę im emocji w tym roku zapewniacie?

No wiadomo, że każdy by chciał jak najlepiej, ale mecze są na styku, emocje do końca i pewnie wielu się ociera o zawał serca. Myślę jednak, że też o to chodzi w żużlu, żeby emocje były do samego końca. My nie chcemy tak robić, ale no tak wychodzi.

Wiesz, że jak wrócisz do składu, to ktoś się z nim pożegna? Będzie to problem dla waszego zespołu?

Ja nie wiem. Każdy z nas raczej wie na co się pisał, ale to wyjdzie w praniu. Ja nie chcę tutaj nikogo skreślać, więc zobaczymy jak będzie. Chciałbym, żeby wszyscy jeździli.

Widać po tobie, że głód żużla czujesz…

Bardzo. Ja już dzisiaj bym chciał jechać! Głowa by chciała jechać, choć nie wiem czy utrzymałbym kierownicę tą ręką. Myślę, że za dwa tygodnie będzie wszystko tak, jak ma być.

W takim razie jeszcze raz dużo zdrowia i wytrwałości.

Dzięki!

fot. Sebastian Siedlik

5/5 - (1 vote)

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie