W PGE Ekstralidze wystrzelił jak rakieta z Przylądku Canaveral, ale w ostatnim meczu reprezentacji zawiódł. Janusz Kołodziej nie załamuje rąk i z uśmiechem opowiada o tym, co tak naprawdę wydarzyło się środowego popołudnia w Krakowie.
Rafał Martuszewski: – To co Janusz? Towarzyskie zawody, ale jednak było o co walczyć? Na torze sporo się działo!
Janusz Kołodziej: – Zawsze tak jest, że jedziemy niby treningowo, a trzeba walczyć. Cieszymy się bardzo z wygranej, a jeśli chodzi o moją postawę no to sami widzieliście… Początek słaby, uparłem się żeby na jednym motocyklu przetestować kilka ustawień, ale okazało się, że to w ogóle nie zdaje egzaminu. Na ostatni bieg wymieniłem motocykl i było dużo lepiej. Popełniałem też błędy, ale jednak to furmanka jest teraz najważniejsza. Przesiadłem się i od razu inny start, inna jazda, inne w ogóle wyczucie motocykla, bo on reaguje na wiele rzeczy, choćby gaz i inne ustawienia. A ten wcześniejszy? Chyba się uparł.
– Tej zmiany dokonałeś w odpowiednim momencie, bo po Twoim zwycięstwie wyszliśmy na prowadzenie…
– Tak, ja prosiłem trenera, żeby mi dał jeszcze jedną szansę, bo wiedziałem, że idziemy w dobrym kierunku, albo po prostu wymienimy motocykl. Trener powiedział, że spoko – dostanę szansę tylko później, bo raz mnie zastąpił Bartek Zmarzlik. No cieszę się, że mogłem sobie poukładać wszystko w końcówce.
– Podczas meczu pojawiły się głosy, że chyba najlepszy sprzęt zostawiłeś w Lesznie. Tym bardziej, że wszyscy przed oczami mają ciągle ten obraz z meczu z Zieloną Górą, kiedy jeździłeś zupełnie w innej lidze niż cała reszta.
– Ja po prostu mam problemy na twardych nawierzchniach i to ewidentnie widać. Jeśli chodzi o najszybsze silniki to ja zazwyczaj ich nie odstawiam. Dzisiaj tez miałem dobre! (śmiech) Tylko, że hmm… więcej się po nich spodziewałem! A tu okazało się, że nas zawiódł. Ale to taki jest żużel.
– A jak Ty się zapatrujesz na starty w reprezentacji? Finał DPŚ jest w tym roku w Lesznie, a tam króluje Janusz Kołodziej. Mimo tego słabszego wyniku z dzisiaj to chyba trener Marek Cieślak musi na poważnie myśleć o Twojej kandydaturze?
– Trener Cieślak miał dzisiaj okazję zobaczyć jak niektóre rzeczy wyglądają. Cały sezon i kolejne mecze pokażą tak naprawdę jaka jest moja dyspozycja. To był dopiero pierwszy mecz (ten z Ekantor.pl Falubazem przyp. RM) i nie ma się co podniecać moją postawą. Jak przejedziemy dziesięć, to wtedy oceniajmy, czy dobrze jadę w tej lidze, czy nie. Wyszedł mi jeden mecz ligowy, a poza tym to rewelacji nie ma. Nie ma się co oszukiwać tylko robić swoje. Czas pokaże.
– W takim razie życzę powodzenia i dzięki za rozmowę.
– Dzięki również.
fot. Jakub Porębski