Wygląda jak Michael C. Hall w ostatniej scenie kultowego (i zepsutego) „Dextera”, zaszyty gdzieś w gęstym jak włosy Patryka Dudka lesie, ścinając drzewa olbrzymią siekierą. Łączy ich też fakt, że pod przykrywką brodatego rębacza wykonują zupełnie inny fach i w dodatku obaj są w nim świetni. Ten drugi jest prawdziwy i jeździ na żużlu, a we wtorek stworzył niesamowite widowisko w Hallstavik.
Mads Korneliussen. Człowiek, który w parku maszyn wygląda jakby właśnie wrócił z roboty, obalił dwa kufle piwa i przegryzł wszystko połową świniaka. Nawet jego kevlar nie przypomina tych wymyślnych i błyszczących się jak lampy na dyskotece strojów pozostałych jeźdźców.
To właśnie Duńczyk zrobił na mnie wczoraj największe wrażenie. Przyjechał na wyjazdowy mecz żużlowy, wyciągnął sprzęt z samochodu, którym w zwykły dzień wozi swoją rodzinę, a potem wsiadł na motocykl i trzasnął 11 punktów. Zdobycz Patryka Dudka, lidera cyklu Grand Prix (14 pkt.) to przy wyczynie Korneliussena zwyczajne nic.
W pokonanym polu zawodnik Dackarny Malilla zostawił takie nazwiska jak: Thorssell, Jonsson, Fricke, których raczej nie zaliczamy do żużlowych ogórków. Duńczyk na razie nie wystąpił w wielu meczach szwedzkiej Elitserien i jego średnia biegopunktowa nie jest klasyfikowana. Tak, czy inaczej wczoraj wykonał kawał dobrej roboty. Standing ovation.
A po meczu? Po prostu spakował się do rodzinnego auta i pojechał… ostrzyć siekierę.
fot. Nie wiem kto jest autorem zdjęc. Zostały pobrane z grupy facebookowej Polish Speedway.