Dzisiejszy wpis nie jest potężnym atakiem na Bartka Zmarzlika, bo też nie ma potrzeby linczować tego utalentowanego żużlowca, ale z całą pewnością jest krytyką, której w świecie mediów jest… zbyt mało.
Niezwykle lubię oglądać torowe poczynania Bartka i cieszy mnie niezmiernie jego profesjonalizm i uparta droga na szczyt. Ma wszelkie predyspozycje do tego, by się na niego wdrapać i być autentycznym naśladowcą swojego idola – Tomasza Golloba. Zadziorność i waleczność Zmarzlika są tymi atrybutami, które mogą przydać się podczas marszu po miano „najlepszego żużlowca globu”. Mogą. Jednak nie muszą. A zdaje się, że Bartek czasami zapomina o tym, że bieg, w którym jedzie – nie jest ostatnim biegiem jego życia. I trochę się obawiam, że ten problem z pamięcią może go kiedyś kosztować zbyt wiele.
Nawiązuję do ostatniej kolizji z Nickim Pedersenem. Zgadzam się z tezą, że na świętego nie trafiło i Pedersen ma w środowisku żużlowym więcej wrogów niż przyjaciół, ale ci, z którymi staje pod taśmą nie otrzymują miana świętych z racji samego pojedynku z Duńczykiem. Natomiast mam wrażenie, że panuje swoista zmowa milczenia w kwestii torowego zachowania Zmarzlika. Gdyby upadek spowodował Adrian Miedziński, to prawdopodobnie media i kibice nie zostawiliby na nim suchej nitki. Gdy winnym upadku jest Bartek Zmarzlik – cisza. Bo przecież nie wypada krytykować naszej młodej gwiazdy, a jego niebezpieczny styl jazdy jest przecież najpiękniejszym obliczem speedway’a i jak euforycznie krzyknie Janusz: to jest ku*wa żużel, a nie szachy!
Otóż Janusz będzie miał rację. Rzeczywiście na Jancarzu, Smoczyku czy Motoarenie nie ujrzy pojedynku szachowego, ale to wcale nie będzie oznaczało, że stanie się widzem walki gladiatorów, którzy potęgując jego podniecenie będą walczyli do ostatniej kropli krwi – swojej bądź innych.
I warto, by Bartek pamiętał, że ma przed sobą piękną przyszłość, i z głębi duszy życzę mu, by stanął kiedyś na wymarzonym szczycie. Chciałbym jednak, by spoglądając za siebie ujrzał wtedy ludzi równie szczęśliwych, a nie połamanych rywali, których kości utorowały mu drogę na żużlowe Himalaje.
Bartku – dojrzej! Bo możesz stać się wielkim sportowcem, który zainspiruje kolejne pokolenia do aktywności fizycznej i wiary w spełnianie swoich marzeń. Ale legendą człowiek staje się nie tylko poprzez wieńce laurowe zawieszone na ścianie.
Michał Patyk
fot. Marcin Szarejko / Speedway Ekstraliga