Beniaminek PGE Ekstraligi przegrał pierwszy mecz w sezonie na własnym torze. Ciężką pigułkę do przełknięcia przywieźli ze sobą do Tarnowa żużlowcy BETARD Sparty, którzy wygrali 49:41. Najlepszym zawodnikiem meczu był tradycyjnie Nicki Pedersen. Żużlowiec w niedzielę jeździł z pękniętą kością w nadgarstku.
– Wszyscy widzieli, że tak naprawdę ja i Kenneth robiliśmy dzisiaj punkty. Reszta drużyny nie pojechała zbyt dobrze – mówił po meczu lider tarnowian, wskazując jednocześnie na przyczyny porażki. – Ten tor jest naprawdę świetny, bardzo dobry tor domowy, ale coś nie wyszło. Nie wygrywaliśmy biegów, a przede wszystkim nie wygrywaliśmy startów. Musimy coś zrobić, żeby poprawić wyjścia spod taśmy i znaleźć wreszcie dobre ustawienia – powiedział nieco rozzłoszczony.
Nicki Pedersen podkreślał, że był świadomy wagi tego spotkania i dlatego zdecydował się na jazdę. – Wiedzieliśmy, że wrocławianie mają bardzo mocną drużynę i będzie bardzo ciężko. Wiedziałem, że muszę przyjechać i wesprzeć swoją drużynę. Nie miałem żadnych wątpliwości i wahań, żeby pojawić się w Tarnowie. Beze mnie pewnie byłoby nam jeszcze trudniej. Jestem zadowolony, że mogłem tu dzisiaj być – zaznaczył.
Mimo, że przez cały ubiegły tydzień występ Duńczyka stał pod wielkim znakiem zapytania, zawodnik zdecydował się na udział w meczu z kontuzją nadgarstka. Okazało się, że nawet nie w pełni zdrowy Pedersen potrafił być liderem tarnowskiego zespołu. – Ze swojej postawy jestem raczej zadowolony. Tym bardziej, że jechałem ze złamaniem w ręce, a to było naprawdę trudne. Miałem ze sobą swoją fizjoterapeutkę, która pomagała mi po każdym biegu, ale dzisiejsze biegi były do prawdy bardzo bolesne – oznajmił.
Ostatecznie Pedersen w meczu z BETARD Spartą Wrocław zdobył 15 punktów i 1 bonus, pojawiając się aż sześć razy na torze. W 13. biegu o mały włos nie doszło do kolizji duńskiego żużlowca z defektującym przed nim Maxem Fricke. Na szczęście zawodnik ominął Australijczyka i na wpół zamkniętym gazie dojechał do mety na trzeciej pozycji. – W tym biegu robiłem się coraz słabszy, ale też nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca podczas rywalizacji. Później jednak zmieniliśmy lekko ustawienia w sprzęcie i na ostatni bieg było już dobrze – opisywał przebieg wyścigu. – Jeśli chodzi o sytuację z Maxem Fricke to takie rzeczy po prostu się zdarzają. Było groźnie, ale to już taki jest speedway – dodał.
W sobotę Nicki Pedersen ma wziąć udział w inauguracyjnej rundzie cyklu Grand Prix w Warszawie. Wcześniej jednak rozważy start w rozgrywkach Elitserien. – Teraz przede wszystkim muszę pomyśleć nad startem w lidze szwedzkiej. Myślę, że to będzie trudna decyzja. Jeśli chodzi o Grand Prix w Warszawie to nie jest to tak, że ta impreza jest dla mnie najważniejsza. To po prostu moja praca i sprawa tytułu, o który wszyscy walczą – zakończył lider Grupy Azoty Unii Tarnów.
fot. Paweł Wilczyński / Speedway Ekstraliga