MrGarden GKM Grudziądz przegrał bardzo ważny mecz w Tarnowie (41:49) i ciągle zajmuje ostatnie miejsce w tabeli PGE Ekstraligi. O samym meczu, ale także o mizernej postawie młodzieżowców GKM-u porozmawialiśmy z Robertem Kościechą, który w maju dołączył do sztabu szkoleniowego grudziądzan.
– Porażka w Tarnowie może trochę skomplikować walkę o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej?
– Mieliśmy nadzieję na lepszy wynik. Przyjechaliśmy tu wygrać, nie udało się i przegraliśmy ośmioma punktami. To nas w ogóle nie zadowala. Trochę punktów pogubiliśmy na trasie no i trudno. Walczymy dalej, żeby utrzymać się w PGE Ekstralidze.
– Strata ośmiu punktów to przed meczem rewanżowym dużo, czy mało?
– Punkt bonusowy jest w zasięgu, ale czas pokaże.
– Mówi się, że tory w Tarnowie i Grudziądzu są bardzo podobne, a sprawiał momentami problemy waszym zawodnikom.
– Tor jest inny. Nawierzchnia, materiał oraz inna geometria. Wizualnie wydaje się, że tor jest ładny, równy i okrągły, ale w Tarnowie naprawdę ciężko jest się dopasować. Zresztą nie tylko my mieliśmy problem, bo i Toruń je miał. Tu naprawdę jest ciężko się spasować.
– Na wasze szczęście Artem Łaguta nie zapomniał jak się tu jeździ…
– Artem to wszędzie dobrze jeździ. Początek może miał trochę słabszy, ale teraz już się rozkręcił. Jest bardzo mocnym zawodnikiem, co potwierdził też w ostatnim turnieju Grand Prix. Przemek Pawlicki tak samo, Krzysiu Buczkowski też dzisiaj walczył, natomiast zabrakło punktów młodzieżowców i Antonio Lindbeacka.
– No właśnie, co się stało z Lindbeackiem?
– Antonio widać, ze się denerwuje, bo ten jego sprzęt nie chodzi. W nas to też rodzi zakłopotanie, bo chcielibyśmy, żeby jechał lepiej.
– Nie kusiło was, żeby dać więcej szans Krystianowi Pieszczkowi? Albo chociaż wpuścić go wcześniej?
– Nie było jak. Dwa pierwsze biegi pojechał Kai Huckenbeck, bo po jednym biegu nie wycofuje się zawodnika. Kai próbował walczyć, pojechał dwa biegi, z czego ten drugi mu nie wyszedł i wstawiliśmy Pieszczka. Nie wyszło, a że było już więcej niż sześć punktów zaczęliśmy stosować rezerwy taktyczne.
– Bardzo słabo na tle tarnowskich, również nie najsilniejszych juniorów w lidze wypadli młodzieżowcy GKM-u. Pan wzmocnił sztab szkoleniowy w Grudziądzu, obejmując pieczę właśnie nad młodymi żużlowcami. W czym tkwi problem?
– Młodzieżowcami z Grudziądza zajmuje się dopiero od 1 maja. Mają duże braki i nie ma co tego ukrywać. Każdy doskonale wie, że przed nimi jeszcze sporo pracy. Ich problemy dotyczą zarówno jazdy, jak i startów. Punkty nie kłamią. Kamil Wieczorek i Dawid Wawrzyniak nie punktują i to nie bierze się znikąd. Dużo pracy tak przed nimi, jak i przede mną, żeby to poprawić
– Co z perspektywy szkoleniowca można tutaj poprawić?
– Ja jestem na razie 2 tygodnie i na razie poznaje chłopaków. Tej pracy jest dużo. Trzeba poznać samych zawodników, sprzęt, bo jest wiele rzeczy, które trzeba poprawić. To nie jest tak, że na trening przyjedzie ktoś nowy i od razu będą efekty. To jest żmudna praca, a treningów nie ma zbyt wiele, bo jeden w tygodniu. Na szczęście zaczynają się niebawem turnieje młodzieżowe, ale do prawdy jest to mozolna i trudna praca.
– Telefony z Torunia nie dzwonią?
– Dzwonią koledzy i przyjaciele. Cały czas mam kontakt, bo mieszkam koło Torunia. (śmiech)
– W piątek drużyna Get Well doznała sromotnej klęski u siebie w meczu z Fogo Unią Leszno. Jak pan na to zareagował?
– Spodziewałem się, że ekipa z Torunia przegra. Tak naprawdę to Leszno jest bardzo mocne. Ich pierwszy wynik remisowy we Wrocławiu już to pokazał. Każdy wtedy myślał, że Wrocław pojechał słabo, a to Unia jest po prostu tak mocna, że trudno tam szukać dziury w składzie. A w Toruniu? Wynik mówi sam za siebie.
– W komentarzach po tym spotkaniu pojawiły się też takie, cytuję: „gdzie jest Robert Kościecha?!”
– Nie, no. Bez przesady. (śmiech) Mi skończył się kontrakt rok temu, klub zdecydował się go nie przedłużać. Odbył się konkurs trenerski, do którego nie przystąpiłem i nie miałem zamiaru przystąpić, bo wiedziałem, że na moje miejsce jest Karol Ząbik, a ja nie chciałem się ośmieszać i to wszystko.
– Co tak naprawdę dzieje się w klubie z Torunia?
– Nie wiem trzeba zadzwonić do menagera klubowego i jego zapytać. Nie mogę wypowiadać się na ten temat.
fot. Krzysztof Konieczny