Z reguły jest tak, że dziennikarze i różnej maści pismaki lubią przyczepiać się do złych decyzji sędziowskich. To takie zboczenie zawodowe, żeby szukać dziury w całym. No wybaczcie, ale o to w tym przecież chodzi, trzeba być dociekliwym. Po sobotnim finale IMP gromy spadły na sędziego Krzysztofa Meyze, który w kontrowersyjny sposób wykluczył z powtórki biegu finałowego Bartosza Zmarzlika, dodajmy – rozpędzonego jak rakieta Bartosza Zmarzlika. No i się zaczęło…
Bardzo cenię klasę sędziego Meyze ale uważam że powtórka finału bez @BartekZmarzlik to jakiś ponury żart a co za tym idzie @pawlicki777 to taki trochę mistrz Polski z przypadku Niestety 🙁
— Piotr Olkowicz (@pan_olo) August 4, 2018
To tylko jeden wpis, inne są nieco mniej cenzuralne, ale generalnie chodzi o to samo:
– Dlaczego pan panie Meyze wykluczył Zmarzlika w TAKIM biegu?
– Tego nie powinno się robić w finale!
– Pawlicki „padolino” i „Neymar żużla”! (z tym Neymarem to akurat dobre 😃)
Zanim przejdziemy do sedna możecie obejrzeć tę sytuację jeszcze raz.
https://youtu.be/wxeKpvRlvkQ?t=37m32s
Na wstępie ustalmy jedno – ci, którzy znają mnie bardziej wiedzą, że do każdych zawodów żużlowych staram się podejść obiektywnie i nie szukam na siłę argumentów w stylu „naszych bijo!”, „odczepcie się od mojej drużyny”, „sędzia ch**”, czy wreszcie „zostawcie Titanica!”. Tutaj moje intencje są również jak najbardziej dążące do bezstronności, więc jeśli któryś z kibiców z Gorzowa nie będzie potrafił przyjąć tej opinii z kulturą to lepiej niech zamknie kartę. 😉 Do rzeczy.
Całą sytuację oglądałem na żywo w nSport+ i pierwszą reakcją (a pierwsza podobno zawsze najlepsza) było oczywiste wykluczenie zawodnika Stali Gorzów, który chcąc wyprzedzać uciekającego Kołodzieja wpakował się w trasę rozpędzającego się Pawlickiego. „A przecież mógł poczekać z atakiem, mógł zostać przy krawężniku i wykonać ofensywną akcję na żużlowcu Fogo Unii choćby na następnym łuku” – pomyślałem. No ok, ale przecież sędzią nie jestem i rozumów nie pozjadałem. Minęło kilka minut i okazało się, że Meyze podjął właśnie taką decyzję. Dlaczego?
Sędzia zawodów żużlowych ma obowiązek nie rozróżniać zawodników po nazwiskach. Utopijny rozjemca podczas wyścigów w lewo powinien widzieć czterech ludzi na motocyklach z napisem „no name” na plecach i w szarych kaskach na głowie. Co więcej, dla sędziego zawodów nie powinno mieć znaczenia, czy dany wyścig jest pierwszym, ostatnim, finałowym, czy dodatkowym o puchar sołtysa Koziej Wólki. Tak ma być i już. Z tym się nie dyskutuje. W tym momencie argument o biegu finałowym i jego wadze powinien automatycznie lądować w koszu.
A jeśli już nawet ten wyścig był (w istocie) o tytuł mistrza Polski to należy wejść na chwilę w skórę Piotra Pawlickiego, który całkiem nieźle wyskoczył ze startu i szukał ataku na prowadzącego Janusza Kołodzieja. Szarża Bartka Zmarzlika skutecznie mu to uniemożliwiła, więc jeśli by się nie położył straciłby szansę na medal, kosztem jazdy faul kolegi z reprezentacji. Oczywiście, uważam, że Piter mógł utrzymać się na motocyklu, ale czy to byłoby w pełni sprawiedliwe? Czy medal Bartosza Zmarzlika miałby tę samą wartość dla niego samego? Śmiem wątpić.
Prawdopodobnie nie byłoby tego całego zamieszania, gdyby sędzia Meyze puścił powtórkę w czterech. Wilk syty i owca cała można by rzec. Często jednak narzekamy, że żużlowym arbitrom brakuje jaj do podejmowania odważnych decyzji. Tutaj odwagi nie zabrakło tym bardziej, że przepis o powtórce w czterech należy uskutecznić, kiedy naprawdę trudno jest wskazać winnego przerwania biegu. W tym wypadku ja tej trudności nie dostrzegłem (nawiązując do mojej pierwszej reakcji), ale nie tylko ja.
Dla przypomnienia. Powtorka w czterech jest mozliwa w przypadku kiedy sedzia ma problem z ocena sytuacji. Sytuacja Zmarzlik-Pawlicki bardzo jasna i czytelna. Bardzo dobra decyzja sedziego. Nie ma znaczenia rodzaj imprezy czy numer biegu.
— Slawek Kryjom (@SlawekKryjom) August 4, 2018
No więc tyle. Proszę o zachowanie zimnej krwi, wszak powyższe dywagację są moją subiektywną opinią, do której każdy z nas ma przecież prawo. Zresztą dzień później do pieca dołożył sędzia Michał Sasień, wykluczając z powtórki biegu 12. Macieja Janowskiego. Zrewanżował się chwilę później. Podczas wyścigu 18. przerwał bieg po faulu Rafała Karczmarza na Januszu Kołodzieju mimo, że zawodnik FOGO Unii Leszno nie upadł. I takich właśnie decyzji potrzeba nam więcej.
Na koniec mała dygresja. Przy kolejnych próbach linczu (nie krytyce, a medialnego linczu) pamiętajcie, że praca sędziego do łatwych nie należy i przede wszystkim – arbitrzy to też są ludzie. Mylimy się wszyscy (ja sam dziesiątki razy), trzeba jedynie dbać o to, żeby tych pomyłek było jak najmniej. ✌
fot. Zuzanna Kloskowska / Przegląd Sportowy
One thought on “Dlaczego uważam, że Krzysztof Meyze podjął słuszną decyzję?”
Comments are closed.
Z jednym zdaniem się nie zgadzam:
„Utopijny rozjemca podczas wyścigów w lewo powinien widzieć czterech ludzi na motocyklach z napisem „no name” na plecach i w szarych kaskach na głowie.”
Sędzia musi rozróżniać kolory kasków, dlatego, że on nie podejmuje decyzji: „Wykluczenie Zmarzlika za spowodowanie upadku Pawlickiego” tylko „Wykluczony zawodnik w kasku czerwonym, za spowodowanie upadku zawodnika w kasku białym, które było powodem przerwania biegu”
Co do całej reszty wypowiedzi – podpisuję się obiema rękami. Również obiektywnie 😉