Obecna sytuacja kadrowa Motoru Lublin z pewnością nie jest zadowalająca. Beniaminek wzmocnił się trzema zawodnikami – Michelsenem, Zengotą oraz Trofimowem. To bardzo solidni zawodnicy, ale mówi się, że jedynie na walkę o awans do PGE Ekstraligi, który zdaje się lublinianie już osiągnęli. Motor dostał od losu jeszcze jedną szansę na wejście w nowy sezon ze składem, który może osiągać coś więcej niż utrzymanie w Speedway Ekstralidze.
Zima to taki czas w roku, w którym będący na odwyku żużlowi kibice próbują spekulować i wizualizować nadchodzący sezon. O tyle, o ile mogą mieć oni wątpliwości co do czołówki, czy środka tabeli, to chyba większość fanów i obserwatorów speedwaya do spadku typuje Motor. Na zdrowy rozsądek – nie ma im się co dziwić. Funkcję liderów beniaminka pełnić będą Robert Lambert, Andreas Jonsson oraz ewentualnie nowy nabytek – Grzegorz Zengota. Każdy z tych zawodników ma jakieś atuty – jest młodzież, są zawodnicy utalentowani i ci, podparci doświadczeniem. Problem w tym, że drużyny, z którymi beniaminek będzie rywalizować o utrzymanie na papierze mają znacznie skuteczniejszych liderów.
Spójrzmy chociażby na Stal Gorzów – Zmarzlik. W poprzednim sezonie zajął drugą pozycje w cyklu Grand Prix, walcząc z Taiem Woffindenem. Do tego ogromne doświadczenie Krzysztofa Kasprzaka, który był i z pewnością jest jednym z groźniejszych żużlowców na Jancarzu oraz gorzowski „najsłabszy z najlepszych” czyli Szymon Woźniak, który jako jedyny niezbyt dobrze pasuje do roli lidera zespołu. Zestaw numer 2: GKM Grudziądz, czyli Artiom Łaguta (z czwartą najlepszą średnią PGE Ekstraligii w poprzednim sezonie), nieprzewidywalny Antonio Lindbaeck, któremu mimo zadyszki jest w stanie odnaleźć formę oraz Kenneth Bjerre, jedno z pozytywnych zaskoczeń poprzedniego sezonu. Nie będę wspominał już o ekipie Get Well Toruń czy Włókniarza Częstochowa, bowiem takie drużyny są w stanie i w Lublinie zdobyć dwa oczka. Tyle teorii z kategorii „spekulacje”.
W tym momencie „z rowerka” spada Stal Rzeszów za przedziwne działania Ireneusza Nawrockiego. Gościa, który zastał Rzeszów drewniany, a zostawił… w sumie jeszcze bardziej drewniany. Wbrew pozorom, brak licencji dla Rzeszowa niesie za sobą wielką szansę właśnie dla Lublina. Zbawić ich mógłby Greg Hancock. Brak rzeszowskiej ekipy na pierwszoligowym froncie oznacza z automatu rozwiązanie kontraktu z większością zawodników. W tym z uśmiechniętym Amerykaninem, któremu cały czas wiek nie przeszkadza w utrzymywaniu wysokiego poziomu sportowego. Nieco zdziwiony na Instagramie 48-latek obecnie szuka klubu. Te z najwyższego szczebla w większości mają już składy pozamykane, natomiast zespoły z zaplecza PGE Ekstraligi raczej tylu pieniędzy w skarbcu nie mają. I tu wkracza mógłby wkroczyć Motor. Bądź, co bądź z obecną kadrą lublinianie być może będą musieli „powalczyć o spadek”, tak jak to robił Franciszek Smuda.
Sytuacja jest prosta – macie świętego Graala przed oczyma. Wiecie, że to w 100% jest najoryginalniejszy Święty Graal. Wystarczy tylko wysunąć po niego rękę. Co wybieracie?
A) Biorę, bo tylko głupi by nie wziął
B) Zostawiam, bo mi się nie podoba
C) Opcja C
Z moich niezależnie przeprowadzonych badań wynika, że większość Polaków wybrałaby odpowiedź A. Pan Jakub Kępa wybiera odpowiedź B. Definitywnie? Definitywnie. Zaznaczamy.
Dlaczego? Przed poprzednim sezonem Motor prowadził zaawansowane rozmowy z 48-letnim zawodnikiem. Obie strony miały na ostatni guzik dopięte szczegóły kontraktu. Amerykanin, gdy już wyobraża sobie swoją postać w żółto-biało-niebieskim kevlarze, dostaje telefon z Rzeszowa. Propozycja wygląda bardzo interesująco – Hancock ma dostawać ogromne pieniądze i uśmiech pana prezesa. W ostatniej chwili postanawia mówiąc kolokwialnie „zrobić w konia” władze Motoru i ucieka na Podkarpacie. – Jeżeli chodzi o historię z Gregiem Hancockiem to spotkaliśmy się na lotnisku w Warszawie. Tam mieliśmy spotkanie, ustaliliśmy warunki kontraktu, podaliśmy sobie dłonie, jednak do współpracy nie doszło. Na szczęście czujność zadziała i w pewnym momencie zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak i rozpoczęliśmy rozmowy z Andreasem – ilustruje sytuacje Jakub Kępa. Żeby było jasne – absolutnie nie popieram zachowania Grega Hancocka. Było ono nie fair wobec Lublina. Pamiętajmy, jednak że miało to miejsce rok temu. O pewnych rzeczach trzeba zapomnieć, jeśli chcemy dążyć do jakiś celów. Myślę, że Amerykanin wysunąłby rękę na zgodę Jakubowi Kępie, zrehabilitowałby się świetną jazdą i niewykluczone, że dałby utrzymanie dla Motoru. Motor mimo to ma wciąż uraz. – Dopóki Jakub Kępa będzie w Lublinie, Grega Hancocka nie będzie – słyszymy tu i ówdzie.
PS. Oczywiście dywagacje dywagacjami. Sport jest nieprzewidywalny i mamy nadzieję, że beniaminek pokaże nie jednej ekipie gdzie raki (tudzież koziołki) zimują. ✌
fot. Klaudia Żurawska Vel Dziurawiec
[the_ad id=”1998″]