Na studiach nauczyłem się, że pracę piszemy od końca. Najpierw teza, potem argumenty, następnie wstęp i na końcu tytuł. Idąc tą logiką, swój pierwszy felieton postanowiłem poświęcić na podsumowanie. 2018 przyniósł on wiele wydarzeń. I dobrych i złych. Wszystkiego z pewnością nie da zawrzeć się w jednym tekście. Postanowiłem skupić się na aspekcie sportowym.
Ciężko jest mi opisać 2018 rok. Dużo się wydarzyło. Czy za dużo? Nie wiem. Fakt faktem, że te wszystkie igrzyska, diamenty i nejszynsy zeszły na drugi plan, choć za żużlem zrobiłem więcej kilometrów niż kiedykolwiek indziej. Udało się wybrać do Hallstavik i odnotować przygodę życia, która była efektem głupiego błędu – kupnem złego biletu. W każdym razie Sztokholm zwiedziłem dobrze i tego nie żałuję.
Autor: @qbalacz pic.twitter.com/QDNvNWx7fB
— Mateusz Dziopa (@Mateusz_Dziopa) 8 lipca 2018
Ten brak żalu to jest właśnie to, czego się nauczyłem w tym roku. Wiele spraw udało się zamknąć, choć oczywiście nie wszystkie. Nie żałujcie tego co Was spotkało, niezależnie czy są to wspomnienia bolesne czy pozytywne. To wszystko sprawiło, że jesteście tu i teraz.
Co się działo w sporcie? Uczyliśmy się zasad nejszyns of nejszyns wraz z zawodnikami i trenerami. Najważniejsza myśl? Ostrzeżenia przechodzą na następny start! Oczywiście jeśli na ten start się dojedzie w wyznaczonym czasie (cc Tai i ekipa z Krsko). A jak już przy uśmiechniętym Brytyjczyku jesteśmy to trzeba podkreślić to, że kończący się rok należał do niego. Tytuł mistrza świata po prostu mu się należał. Widać było, że u Woffindena wszystko w porządku. Udane życie prywatne napędza go w pracy. Taki mechanizm musi przynosić sukcesy! Na drugim biegunie znalazł się niestety Chris Holder, którego problemy wciąż odbijały się na dyspozycji. Na koniec roku Australijczyk zapalił jednak światło nadziei u jego fanów notując znakomity występ w rodzinnych stronach. Czy to powrót? Kibice mają nadzieję, że tak. 2019 zweryfikuje. Holdera w Speedway Grand Prix nie zobaczymy, zabraknie też Nickiego Pedersena. Można powiedzieć zatem, że 2018 przyniósł nam zamknięcie pewnego rozdziału. Duńczyka można było nie lubić, ale jednego nie można było mu odmówić – dodawał serii kolorytu. Ciężko wyobrazić sobie ściganie o tytuł mistrza bez niego.
Na naszym, ligowym podwórku też działo się sporo. Najwięcej na dole tabeli Ekstraligi. Zwykle 10 punktów zapewniało utrzymanie, w tym sezonie poprzeczka poszła w górę. W Tarnowie i Zielonej Górze do końca drżeli o pozostanie na najwyższym szczeblu rozgrywek, ostatecznie pożegnaliśmy „Jaskółki”. Szkoda, bo tarnowianie walczyli dzielnie, pomimo licznych wskazań jako faworytów do spadku. Z dobrej strony pokazał się zwłaszcza Jakub Jamróg, który swoimi startami przekonał do siebie wszystkie ekstraligowe kluby, dzięki czemu będziemy mogli go podziwiać w przyszłym sezonie wśród najlepszych.
Osobiście, najbardziej zapamiętam walkę o play-offy. Częstochowianie drżeli o nie do ostatniego łuku meczu z GKMem. Grudziądzanie świetnie czują się pod Jasną Górą i niewiele brakowało, by wepchnęli do najlepszej czwórki torunian. Ciężko mi jednoznacznie ocenić Get Well. Niels Kristian Iversen odzyskał formę po czerwcowej operacji, Jason Doyle zanotował dwa poważne upadki, Rune Holtę dopadła kontuzja w kluczowej części sezonu… biedne te Anioły. Z drugiej strony, nawet przy tych przeszkodach play-offy były do osiągnięcia – ostatnie okrążenie we Wrocławiu, w Tarnowie… znacie tą śpiewkę. Nie znają jej na pewno w Lesznie. Unia wygrywała wszystko, była nie do zatrzymania. Dream team miał sięgnąć po tytuł mistrza i… zrobił to. Nie było wątpliwości kto rządzi w 2018 roku.
2018 z pewnością zapisze się w historii lubelskiego żużla. Długo wyczekiwany awans do PGE Ekstraligi stał się faktem. Teraz przed Motorem niełatwa misja – pozostać w elicie. Na papierze wygląda to na coś w rodzaju mission impossible, ale nie takie już niespodzianki w czarnym sporcie się pojawiały. Moja sympatia do ekip słabszych, skazywanych na porażkę sprawia, że życzę tej drużynie utrzymania. Tak, by zrobić na przekór ekspertom.
Zastanawiam się czego życzyć sobie i Wam na 2019 rok. Na pewno tego, by było lepiej. Gdzieś z tyłu głowy zwykle mam myśl, że zawsze może być lepiej. Żebyście zawsze wygrywali, byli cierpliwi i wytrwali, by optymizm Was nie opuszczał. Reszta sama przyjdzie!
fot. Ilona Jasica
[the_ad id=”1919″]