Co prawda jest już długo po świętach, ale jedną z moich ulubionych kolęd jest cudowna „Bóg się rodzi”. Zestawienie oksymoronów w tym lirycznym arcydziele: moc truchleje, ogień krzepnie, blask ciemnieje mogłoby bez problemu urozmaicić jeszcze jedno – Grisza zapewnia. Co prawda jest już długo po świętach, ale kibice w Lublinie akurat teraz dostali całkiem niezły prezent.
Nie dziwię się, że cała #LagutaGate bulwersuje i szokuje żużlowy internet. No przecież facet jeszcze miesiąc temu zarzekał się, że nie opuści rybnickiego klubu. Klubu i prezesa Krzysztofa Mrozka, który tak twardo i do ostatniego stuknięcia sędziowskim młotkiem bronił Rosjanina po jego kompromitacji z dopingiem w roli głównej. A przecież to nie Grisza w całej tej sprawie stracił najwięcej, bo to ROW pożegnał się z PGE Ekstraligą za grzechy swojego zawodnika. Pozostanie przy Gliwickiej było więc rozsądne z punktu widzenia obu stron, a już na pewno honorowe dla samego Łaguty. Rosjanin przekonywał, że odpłaci się kibicom, klubowi i prezesowi, choć w rybnickim magazynie żużlowym zdradził, że telefon ciągle dzwoni. Wreszcie odebrał.
Podobno Łagutę przekonała ogromna kasa, chociaż mówią, że widok z Wieży Trynitarskiej wart jest niejednego grzechu 😎 Ale zejdźmy na ziemię. Tak jak wspomniałem, historia tego transferu może bulwersować, lecz kibice muszą przywyknąć, że podobne przypadki „zdrady” będą zdarzać się w żużlu i w sporcie w ogóle. Kolejny raz na srebrnej tacy dostaliśmy dowód, że zawodnicy nie traktują sentymentalnie swoich miejsc pracy, a na palcach u jednej ręki doliczylibyśmy się wyjątków od tej reguły. Przypominam sobie Maćka Janowskiego, który na dwa lata zawitał do cieślakowego Tarnowa. Było miło, przyjemnie, ale coś tego naszego Magica ciągnęło do domu. Wrócił tam, gdzie czuł, że jest jego miejsce i dziś pewnie nie zamierza nawet rozglądać się za lepszym. Ewenement.
Czy kontrakt Łaguty w Lublinie ma jakieś pozytywy? No jasne, że tak, aczkolwiek trudno tutaj będzie o zrozumienie po rybnickiej stronie internetu. Po pierwsze, Lublin wyraźnie się wzmacnia (na papierze rzecz jasna). Skazywani na porażki i piątkowe terminy na niemal każdym wyjeździe teraz dają wyraźny sygnał, że skóra z Koziołka wcale taka tania nie będzie. Po drugie – Łaguta w PGE Ekstralidze to z perspektywy obiektywnego zjadacza żużla zawsze lepsza wiadomość niż Grisza lejący – załóżmy – pierwszoligowców. Po trzecie (i tu już cieplej w samym Rybniku) nie wierzę, że prezes Mrozek nie był przygotowany na taką ewentualność i niewykluczone, że zaraz wyciągnie jakiegoś asa z rękawa. To być może postać barwna, ale też twarda w swoich działaniach. ROW poradzi sobie bez Łaguty, bardziej jednak ciekawi mnie najbliższa przyszłość ciągle uśmiechniętego Rosjanina.
fot.: FB/Grigorij Laguta official
One thought on “Po mojemu (2): ogień krzepnie, blask ciemnieje, Grisza zapewnia”
Comments are closed.
Frajer! I tyle co można powiedzieć