Janusz Kołodziej był bezbłędnym zawodnikiem w finałach PGE Ekstraligi. W obu spotkaniach zdobył płatny komplet punktów. W dużej mierze to jego postawa sprawiła, że trzecie mistrzostwo z rzędu powędrowało do FOGO Unii Leszno. – Myślę o całokształcie drużyny. Wiadomo, że cieszę się z tego że w takim momencie mi poszło. Najważniejsze jest jednak to, że wszyscy dobrze pojechaliśmy – stwierdził.
Łukasz Wroński: Jesteś pierwszym w historii zawodnikiem, który w obu spotkaniach finałowych zdobył komplet punktów. Jak się z tym czujesz?
Janusz Kołodziej: Nie myślę o tym. Myślę o całokształcie drużyny. Wiadomo, że cieszę się z tego że w takim momencie mi poszło. Najważniejsze jest jednak to, że wszyscy dobrze pojechaliśmy. To jest fajne.
Spodziewaliście się, że całe spotkanie skończy się wynikiem 59:31, a walka o mistrzostwo zakończy się w dziesiątym wyścigu?
Byliśmy nastawieni na mega ciężkie zawody i że będzie trudno o wynik. Na początku tak właśnie było. Widać było, że zawody będą „cios za cios”. Udało nam się jednak tych ciosów więcej zadać, czyli uzbierać punktów dla siebie. Dobrze się układało.
Czy jazda przy pełnych trybunach pomaga ci w jeździe?
Pełne trybuny dokładają nam po prostu to, że chcemy jechać jeszcze lepiej i fajniej. Kibice nam dzisiaj mega dużo pomogli. Pełne trybuny przy takim meczu to jest coś niesamowitego. Naprawdę miło było przyjechać i patrzeć. Zarówno na obchodzie toru, prezentacji jak i później. Cały czas było widać, że kibice są z nami i trzymają za nas kciuki.
W trakcie pierwszej serii mieliśmy dwie przerwy spowodowane „małymi” incydentami. Jak to wygląda od strony zawodnika? Czy takie sytuacje mocno dekoncentrują w meczach o taką stawkę?
Nie powiem, bo musiałeś walczyć z tym, że jesteś nastawiony na wyjazd i chcesz się rozładować, a tu musisz przetrzymać to w parkingu. Nie było łatwo pod tym względem.
fot. Ewelina Włoch