W przestrzeni publicznej istnieje już tylko jeden temat. Koronawirus sparaliżował nasze życie i najbliższe plany, także te sportowe. Wciąż nie wiadomo kiedy i czy w ogóle rozpocznie się sezon żużlowy (oficjalnie w połowie kwietnia), co jeszcze bardziej utrudnia przygotowania klubom i zawodnikom. – Jeśli będzie się to ciągnęło, na przykład miesiąc, to będziemy mieć problem – opisuje problem zawodnik Rzeszowskiego Towarzystwa Żużlowego, Patryk Rolnicki.
Rafał Martuszewski: Zdrowie dopisuje?
Patryk Rolnicki: Póki co jest dobrze. Na razie żadnego wirusa na szczęście nie złapałem, chociaż wszędzie o nim pełno. Włączasz telewizor, radio i właściwie tylko o tym wszędzie. Na szczęście siedzę w pokoju i oglądam Youtube’a, bo pewnie bym zwariował.
Jak odnajdujesz się w obecnej sytuacji? Jest ciężko w tak literacko nazywanym „czasie zarazy”?
No problem jest duży. Nie wiemy do kiedy tak naprawdę będziemy czekać na rozpoczęcie sezonu, a najgorsze jest to, że nie możemy nawet trenować. To, że nie ma rozgrywanych spotkań z kibicami, to uważam jest naturalne. Chodzi o treningi na torze. Zakończyliśmy okres przygotowawczy, nagle wszystko zostało odwołane, więc musimy wracać do treningów wcześniejszych, żeby tej formy po prostu nie stracić.
Te treningi nie są utrudnione? Na basen, czy siłownię pójść się nie da. Może motocross w lesie?
Na crossie nie jeżdżę już od tamtego roku. Wiadomo, że unikam miejsc takich jak siłownie, które i tak są pewnie zamknięte. Podobnie rzecz ma się z basenami, ale pozostaje bieganie, rower…
Pewnie po lesie, bo przecież w twoich okolicach trochę ich jest.
No dokładnie. To spory plus, do tego jeszcze w domu trenuję, żeby ograniczyć to całe ryzyko.
Wiem, że od czasu do czasu trenujesz też z siekierą przy drewnie.
No tak… Ale w tym roku akurat jeszcze nie miałem okazji. Na jesień, przed zimą pewnie trochę potrenuję w ten sposób.
Rzeszowski klub jest w kontakcie z zawodnikami? Otrzymaliście specjalne zalecenia, bądź wytyczne na czas epidemii? Monitorują wasze zachowania, czy może wręcz to nie jest konieczne?
Były oczywiście kontakty telefoniczne ze wskazówkami, co robić, a czego ewentualnie nie. Nie były to jednak żadne nakazy, czy zakazy, a zwykłe konsultacje, co należy robić, żeby było bezpiecznie. Jest pełne, obustronne zaufanie, a my wiemy co mamy robić.
W środowisku żużlowców jest raczej spokój, czy pojawiają się oznaki paniki?
Jeszcze jest spokój, bo mamy połowę marca. Podejrzewam jednak, że jeśli będzie się to ciągnęło, na przykład miesiąc, to będziemy mieć problem. Będziemy wtedy zastanawiać się co dalej robić.
Wy też w końcu macie swoje zobowiązania wobec innych podmiotów, czy też swoich teamów.
Jasne. Co miesiąc trzeba opłacać pewne zobowiązania, leasingi, ZUS-y i tak dalej. Najlepiej byłoby dla nas wiedzieć, kiedy naprawdę ruszy sezon. W najgorszym wypadku można zawiesić działalność. Na razie trzeba czekać.
A jeśli sezon ruszy późno to skurczy się też terminarz. Nie obawiacie się tego?
Ja akurat mam polską ligę, więc teoretycznie te wszystkie spotkania można objechać w dwa miesiące. W najgorszej sytuacji są zawodnicy, którzy mają podpisanych cztery, pięć, a czasem i sześć kontraktów. Tu będzie pewnie ciężko się z tym wszystkim obrobić. Ja na razie mogę być spokojny i wierzę, że uda się objechać ten sezon. Mamy w końcu jeszcze marzec.
Więc pozostańmy w tym optymistycznym nastroju. Rzeszowskie Towarzystwo Żużlowe to klub z aspiracjami na awans?
Nie, nie ma żadnej presji. Działacze z Rzeszowa od razu powiedzieli, że chcą spokojnie i bezproblemowo objechać ten sezon. Ma on wyglądać normalnie, tak jak ma wyglądać, budując przy tym zaufanie do sponsorów, miasta Rzeszowa, żeby nie wyglądało to tak, jak w poprzednich latach. My, zawodnicy oczywiście nie podejdziemy do tego na spokojnie, bo my będziemy jechać o jak najlepszy wynik. Chcemy być w play-offach, a jak już tam będziemy to już może się wszystko zdarzyć.
Koledzy z zespołu zwracają się już do ciebie „Panie Kapitanie”?
Mówią tak, ale chyba tak trochę żartobliwie. To bardzo miłe wyróżnienie, bo doceniono jakiś tam mój poziom sportowy, więc będę się starał być dobry tej roli.
To była decyzja zawodników?
To była decyzja drużyny i kibiców.
To tym bardziej duże wyróżnienie dla wychowanka tarnowskiej Unii!
No a co? Tak się zdarzyło i jest fajnie. Ja się z tego cieszę. To chyba znaczy, że jestem w miarę wartościowym zawodnikiem. Będę się starał pomagać drużynie ile będę mógł, żeby się to wszystko zgrywało. Atmosfera na ten moment jest zajebista i myślę, że tak będzie aż do końca sezonu.
fot. Janusz Tokarski