„U nas nie Polska, chłop ważniejszy od baby” – mówi stare rosyjskie powiedzenie. Jak się okazuje, nie wszyscy panowie są w Rosji uwielbiani, a przynajmniej oni sami nie czują się na matczynej ziemi w należyty sposób doceniani. Efekt? Gleb Czugunow i Artiom Łaguta w środę ogłosili, że zostali Polakami. I znów, jak to nad Wisłą opinie kibiców, jak barwy w sejmie, zaczęły się dzielić na prawo i lewo.
Czy przeszkadza mi, że żużlowcy spoza Polski przyjmują nasze obywatelstwo? Absolutnie nie, ale pod jednym warunkiem. W polskiej lidze nie mogą zabierać oni miejsca Polakom właściwym żużlowcom urodzonym w kraju. Prosty i logiczny warunek, choć przyznaję, że mój, osobisty i subiektywny, a przecież na przykład kibice Sparty Wrocław mogą mieć zupełnie inne spojrzenie na sprawę z Czugunowem.
Gleb to w porządku chłopak. Szczery, czasem nawet do bólu, za co osobiście bardzo go cenię. Mówi nieźle po polsku, potrafi się tu odnaleźć, więc nie ma podstaw, żeby jego wniosek (złożony już jakiś czas temu) nie został przez odpowiednie organy rozpatrzony pozytywnie. Niemniej jednak, wiadomym jest, że teraz przed Czugunowem otworzą się nowe możliwości licencyjne, a dla jego obecnego i ewentualnych przyszłych klubów możliwości taktyczne. Rodzi się pytanie, czy sam zawodnik będzie zainteresowany polską licencją, bo w środowej rozmowie z Przeglądem Sportowym na przekonanego nie wyglądał, ale żużlowi wyjadacze taki właśnie obrót spraw sugerują. Tak, czy inaczej wolałbym, aby pochodzący z Rosji polscy żużlowcy nie zabierali miejsca zawodnikom rodzimym, nie byli przedmiotem utargów i realizacji planów klubowych prezesów, którzy w swoich głowach rozgrywają taktycznie każdy mecz do przodu (i często robią to świetnie). Wobec trwającej i niewyjaśnionej jeszcze sytuacji Maksyma Drabika dla Betard Sparty ten ruch wydaje się oczywisty, lecz w mojej opinii ze względów czysto moralnych i może trochę patriotycznych mocno wątpliwy. A przecież mam do własnego zdania prawo.
Inna sprawa, że polskie obywatelstwo to dla zawodników spoza Unii spore ułatwienie. W poruszaniu się, w załatwianiu spraw urzędowych, czy po prostu jest ono odcięciem rosyjskiej pępowiny od związku, który niejednokrotnie swoim zawodnikom robił „pod górkę”. Papiery dla Artioma Łaguty i wcześniej dla Emila Sajfutdinowa właśnie w ten sposób odbieram i nie przewiduję rozbratu z reprezentacją Sbornej, tym bardziej, że nawet w kadrze Marka Cieślaka nie zawsze musi być miejsce dla sympatycznej rosyjsko-polskiej torpedy.
Bez względu na kwestie licencyjne i to, czy Gleb, bądź Artiom będą startować w lidze z pozycji polskiego zawodnika, czuję satysfakcję, że żużel przyciąga ludzi zza granicy do naszego kraju. Ludzi, którzy po prostu chcą w Polsce robić biznes, rejestrować swoją działalność i zostawiać swoje daniny, podatki, czy wreszcie tu inwetować. Żużel jest nad Wisłą w pewnym stopniu ewenementem i wręcz trzeba to doceniać, nie patrząc jedynie przez pryzmat klubowych przepychanek i walki na „kto kogo w tym roku przechytrzy”. Cieszmy się z tego, co mamy, nawet jeśli obecnie w sumie to nic nie mamy, prócz szalejącego wirusa.
Gleb, Artiom, witamy w Polsce! I pamiętajcie, że 10 maja wybory. 😎
fot. Ewelina Włoch