Pod względem emocji ten weekend należał do eWinner 1. Ligi Żużlowej. Głównie dlatego, że w PGE Ekstralidze rozegrano tylko jedno, w dodatku jednostronne widowisko w Lublinie. Motor nie dał szans gościom z Grudziądza, którzy dziś potrzebują solidnego wstrząsu, bo ich jazda – szczególnie na wyjazdach – wygląda coraz bardziej dramatycznie.
W miniony weekend zaskoczyły mnie dwa wyniki. 58:32 w Lublinie i 33:57 w Tarnowie (o tym drugim później). O ile przed meczem można było przypuszczać, że Motor poradzi sobie z MrGarden GKM-em, o tyle rozmiar tego zwycięstwa powinien być dla grudziądzan co najmniej wstydliwy i zmuszający dziś do refleksji. Diagnozy obecnej sytuacji i koszmarnej dyspozycji zespołu Roberta Kempińskiego jest kilka. Jedni piszą o potrzebie zmian w sztabie szkoleniowym, inni szukają dziur w składzie i kolejnym roku posuchy w formacji juniorskiej. Wydaje się jednak, że prawidłowa ocena choroby tej drużyny leży gdzieś po środku.
Od kilku lat chwaliłem podejście do budowania składu w Grudziądzu. Powolny zakładany progres, delikatne stąpanie po rynku transferowym i wymiana potencjalnie najsłabszego ogniwa uchodziła za poprawną drogę rozwoju w klubie. W tym roku, dodajmy bardzo szalonym i nieprzewidywalnym roku, grudziądzkie klocki przestały do siebie pasować. Słaba dyspozycja polskich seniorów Przemysława Pawlickiego i Krzysztofa Buczkowskiego jest tu największym problemem, bo znalezienie zastępstwa za tych dwóch to zadanie trudne, a dawanie kolejnych szans niezwykle ryzykowne. Mimo wszystko obaj to wciąż wartościowi sportowo gracze w całej tej układance. Osobiście bardziej niepokoiłby mnie (na miejscu sztabu szkoleniowego) Nicki Pedersen, dla którego drużyna wydaje się nie istnieć, a każdy kolejny bieg jest swego rodzaju gonitwą o kasę. Oczywiście naiwni nie bądźmy, to naprawdę jest główny cel dla większości zawodników, jednak część z nich pamięta gdzieś z tyłu głowy o drużynie, wózku na którym jadą też koledzy. U Duńczyka takiej świadomości nie widzę. Przynajmniej na torze.
Ktoś napisał mi w mediach społecznościowych, że gościa za pół miliona nie można odsunąć od składu. Nie wiem ile Pedersen zarabia, w ogóle mnie to nie interesuje, jak i gaże innych zawodników. Sportowo zespół GKM-u potrzebuje wstrząsu, poważnej, męskiej dyskusji albo konkretnych zmian. Być może trzeba uderzyć pięścią w stół i zdecydować się na tego „gościa” z ligi niżej, choć sam jestem raczej przeciwnikiem jego stosowania w obecnym rozmiarze. Oby w Grudziądzu mieli ciągle wiarę w dobry wynik. To zbyt dobrze poukładany klub, który po prostu nie trafił sportowo w formę swoich żużlowców.
Tarnów. Pisałem wyżej, że wynik starcia z eWinner Apatorem jest dla mnie zaskoczeniem. Nie porażka, a wynik. Przegrać to nie grzech, tym bardziej z tak kapitalnie zestawioną drużyną jak team Tomasza Bajerskiego. Zadziwia mnie rozmiar tej porażki, który świadczy albo o niezwykłej mocy Apatora (też), albo o totalnie złym przygotowaniu Unii do tego spotkania, a najpewniej o jednym i drugim. Już sam fakt, że trener przyjezdnych już po próbie toru wiedział jak w Tarnowie jechać, daje sporo do myślenia. Pamiętam czasy toru Mariana Wardzały, kiedy przyjezdne ekipy cały mecz błądziły i szukały, po czym dostawały lanie i wracając do domów, jeszcze dumały nad ustawieniami w swoich busach. Żużel od tego czasu się zmienił, ale tarnowianom, mimo wszystko brakuje dziś atutu własnego toru. Z drugiej strony, jeśli miała zdarzyć się taka wpadka z ustawieniami, to lepiej, że miało to miejsce w meczu z faworytem ligi, niż na przykład z potencjalnym spadkowiczem.
Apator to samograj. Liga już takie widziała ba, nawet Tarnów w ostatnich latach miał takie dwa zespoły. W pierwszym, z 2009 roku szaleli Ułamek, Bjarne Pedersen, Kołodziej, czy Monberg, w drugim (moim zdaniem słabszym) widzieliśmy Bjerre, Jamróga, Michelsena, Czaję, czy Ljunga. Wtedy to tarnowscy kibice mogli patrzeć z góry na resztę stawki, dokładnie tak, jak robią to dziś fani z Torunia. Drużyna z kujawsko-pomorskiego jest bezsprzecznym faworytem tej ligi, zespołem ekstraligowym z powracającym do radosnego ścigania Chrisem Holderem, jego młodszym bratem Jackiem, czy rewelacją ubiegłego sezonu Wiktorem Kułakowem. Choć zakładałem, że niedzielny mecz będzie nieco bardziej wyrównany, to zaskoczony być nie mogę. Pokaz siły na tle bezbarwnych Jaskółek wyraźnie ustawił w szeregu Unię i pewnie nie tylko podopiecznych Tomasza Proszowskiego podobny los w tym roku spotka.
PS. Tarnów wygrywa w Gdańsku, Gdańsk wygrywa na Łotwie, Tarnów przegrywa z Toruniem. Zastanawiał się ktoś ile będzie w Toruniu, kiedy z wizytą wpadną tam Łotysze? 😉
fot. Paweł Wilczyński