Jeszcze w niedzielę Betard Sparta Wrocław pozostawała w grze o najwyższe cele, ale po poniedziałkowym pogromie w Gorzowie sytuacja wrocławian mocno się skomplikowała. Jak ostatecznie potoczą się tegoroczne losy wicemistrzów Polski zadecydują najbliższe tygodnie. Na pewno będzie ciężko.
Niedziela. Eltrox Włókniarz Częstochowa.
Duże problemy z dojazdem na mecz napotkał Jakub Miśkowiak. Młodzieżowiec utknął w korku. Na szczęście zawodnik Eltrox Włókniarza rzutem na taśmę dotarł na mecz i zdobył bardzo ważne punkty. W poprzednim spotkaniu z Fogo Unią Leszno we Wrocławiu królowały podwójne zwycięstwa. W niedzielę sytuacja okazała się inna. Łącznie osiem wyścigów kończyło się 4:2 i takim wynikiem rozpoczęli dwa pierwsze biegi wrocławianie. Czteropunktową przewagę gospodarzy po zażartej walce zniwelował duet Przedpełski – Doyle. Po czterech odsłonach na tablicy widniało 12:12.
Druga seria pozwoliła gospodarzom ponownie wyjść na prowadzenie, które utrzymywało się już do czternastego wyścigu. W środkowej fazie zawodów w szeregach gości nadzieję rozbudzał Lindgren i Miśkowiak, którzy dokładali biegowe zwycięstwa. Mimo to wydawało się, że Betard Sparta Wrocław kontroluje przebieg spotkania. Trener Marek Cieślak walczył jednak do końca. Nie wahał się zmieniać słabo spisującego się Rune Holty, czy korzystać z podwójnej taktycznej. Ostatecznie przed czternastym wyścigiem wrocławianie prowadzili 42:36.
Obsada wyścigów nominowanych zwiastowała duże emocje. Betard Sparta Wrocław do zwycięstwa w meczu potrzebowała czterech oczek. Bardzo ważne zwycięstwo w biegu czternastym przywiózł Jason Doyle, którego zaciekle do samego końca gonił Tai Woffinden. Wygrana gości 4:2 nadal dawała Włókniarzowi szansę na wywiezienie z Wrocławia remisu. Udało się. Po świetnym starcie Madsen i Lindgren przywieźli podwójne zwycięstwo. Ten jeden punkt dał im realną szansę na znalezienie się w fazie play-off. Wrocławianie kręcili nosem, ale przecież nie wszystko jeszcze zostało stracone…
Poniedziałek. Moje Bermudy Stal Gorzów.
W niegdysiejszej Grecji to zazwyczaj waleczni Spartanie nie mieli litości dla swoich wrogów. W Gorzowie było jednak odwrotnie. Mecz zakończył się masakrą, jakiej wrocławianie i chyba nikt przy zdrowych zmysłach i przeciętnym oglądzie na sytuację w PGE Ekstralidze nie mógł się spodziewać. O ile pierwsza seria nie zwiastowała żadnej katastrofy, to w drugiej gorzowianie pokazali wyraźnie kto tego wieczoru będzie rządził na Jancarzu.
Tylko Maciej Janowski zdołał przebić notabene magiczną barierę dziesięciu punktów. Całkowitym blamażem okazały się występy Maksyma Drabika i „gościa” Olivera Berntzona. Tylko w jednym biegu niepokonany był Tai Woffinden, ale wtedy mieliśmy już przysłowiową musztardę po obiedzie. Nic więc dziwnego, że w pomeczowej rozmowie na antenie nSport+ Brytyjczyk dał do zrozumienia, że jego zespół praktycznie pogrzebał swoje szanse na awans do rundy finałowej. Istnieje jednak dość znany slogan, że przecież „niemożliwe nie istnieje”.
Nadchodzące mecze Betard Sparty Wrocław:
Zielona Góra (w)
Grudziądz (w)
Gorzów (D)
Rybnik (W)
fot. Ewelina Włoch