Rozstrzygnięcia 11. rundy spotkań PGE Ekstraligi były niezwykle istotne dla przebiegu całej rywalizacji w Eliga Manager. Kluczowym meczem okazało się bowiem starcie ELTROX Włókniarza Częstochowa z MOJE BERMUDY Stalą Gorzów, do którego w rzeczywistości nie doszło, a więc zgodnie z zasadami gry zawodnicy nie zdobyli na torze żadnych punktów dla swoich wirtualnych drużyn.
Walkower, który został przyznany na korzyść gości z Gorzowa bardzo mocno wpłynął na klasyfikację generalną i zdobycze punktowe niektórych graczy, a właściwie w tym wypadku ich brak. Oczywiście mowa tutaj o drużynach, które swoją siłę oparły na żużlowcach ELTROX Włókniarza, bądź MOJE BERMUDY Stali i to oni stanowią większość awizowanego wcześniej składu. Trudno też dziwić się, że spora grupa menadżerów jest dziś niezadowolona z takiego przebiegu rozgrywki, jednak należy pamiętać, że reguły gry były od początku jasne, a punkty w grze zależą tylko i wyłącznie od postawy zawodników na torze w realnym świecie. Można wyobrazić sobie zatem sytuację, gdy czterech zawodników z naszego składu podczas jednej kolejki nie punktuje (jeden słaba forma, drugi czerwona kartka, trzeci kontuzja w pierwszym starcie, czwarty nie dojechał na zawody). Efekt? Zespół rywalizujący w grze Eliga Manager nie zdobywa dużych punktów do klasyfikacji i znacznie spada w zestawieniu. Sytuacja jak najbardziej losowa i nie do przewidzenia, choć stawiam, że przed sezonem prawdopodobieństwo wystąpienia opisanego wyżej przypadku było większe niż przyznanie walkowera w PGE Ekstralidze. Tyle teorii.
W prowadzonym przeze mnie zespole dwa razy drżałem o wynik końcowy i przebicie magicznej bariery 46. punktów. Jedna to oczywiście opisywana w tym tekście 11. runda spotkań, gdzie nie zapunktowali Bartosz Zmarzlik i Jakub Miśkowiak, druga zaś miała miejsce podczas 7. kolejki PGE Ekstraligi. Wtedy to przerwano po 8. biegach rywalizację MRGARDEN GKM-u Grudziądz z gośćmi z Gorzowa (znowu ten Gorzów!), a kapitalne zawody zaliczał wspomniany już i bezbłędny wówczas Zmarzlik. I wtedy, również niektórzy gracze odczuwali spory niedosyt ze względu na niezdobyte punkty nie tylko mistrza świata, ale też wielu innych zawodników. Pech. Fiasko. Niefortunny zbieg okoliczności.
Dywersyfikacja. Odkąd bacznie śledzę i opisuję wam zmagania w Eliga Manager bardzo szybko doszedłem do wniosku, że istotną dla mnie kwestią staje się zróżnicowanie składu pod kątem barw klubowych, w których startują moi zawodnicy. To idealne rozwiązanie w kontekście takich nieprzewidzianych i bardzo losowych zdarzeń w prawdziwym świecie, do którego odnosi się przecież ten wirtualny. Sposobów na ułożenie meczowego składu w grze jest bardzo wiele, więc świetnie jest mieć tą dowolność po swojej stronie. Oczywiście jest ten budzący skrajne emocje KSM, ale dla całej rozgrywki to kontrowersyjne obostrzenie staje się dodatkowym atutem Eliga Manager. Aktualnie sam posiadam trzech zawodników BETARD Sparty Wrocław (Tai Woffinden, Gleb Chugunov, Max Fricke), ale jeden z nich jest juniorem, który niekoniecznie musi zaliczać pięć biegów, a drugi zawodnikiem z niską wartością KSM, więc postrzegany jest przeze mnie jako zawodnik drugiej linii. W przypadku gdy w składzie miałbym jeszcze Macieja Janowskiego (gdyby tylko miał niższy KSM… 😉), miałbym zupełnie większe obawy o wynik w poszczególnych rundach, gdyby zachodziły w niej anomalie.
Na koniec słówko o pozytywach 11. rundy. Max Fricke (7 pkt.), Nicki Pedersen (11 pkt.) i Jaimon Lidsey (11 pkt.) to dla mnie bardzo ważne postacie ostatniej kolejki. Zawodnicy, którzy mają stosunkowo niski lub wręcz bardzo niski KSM zapunktowali i mieli duży wpływ na rezultat swoich wirtualnych drużyn. A te przecież powoli należy budować z myślą o zbliżającej się fazie play-off!
fot. Radek Kalina