W 2003 do kin trafił steampunkowy film o dość specyficznym tytule „Liga niezwykłych dżentelmenów” opowiadający o grupie superbohaterów obdarzonych niezwykłymi umiejętnościami. Film w znakomitej obsadzie i doświadczonym Seanem Connery’m w roli głównej. Wspominam ten obraz dlatego, że jako pierwszy nasuwa mi się na myśl, kiedy próbuję znaleźć odzwierciedlenie dla tego, jak wygląda tegoroczna eWinner 1. Liga Żużlowa. A wygląda jakby już była rozstrzygnięta.
Na zapleczu dzieli i rządzi eWinner Apator. Toruński zespół na tle reszty ligowej stawki wygląda jak grupa superbohaterów, żużlowych dżentelmenów, którzy zdominowali bieżącą kampanię, a kolejne mecze wygrywają z olbrzymią łatwością. Ponadto, niczym we wspomnianym wyżej filmie, torunianie również posiadają doświadczoną gwiazdę – Chrisa Holdera, który zdaje się wreszcie odżył i zaczyna kochać speedway na nowo. – Ostatnie kilka lat były dla mnie naprawdę ciężkie. To się skończyło i teraz mogę znów koncentrować się na żużlu. Tak, początek jest dla mnie całkiem dobry, korzystam z nowych silników i jestem skupiony na ściganiu się, a nie innych pobocznych sprawach. To naprawdę spora zmiana dla mnie, cieszę się tym. Zrobiłem krok w tył, jestem w pierwszej lidze, gdzie przecież też są dobrzy zawodnicy. Jedziemy dalej i się tym cieszymy – mówił Australijczyk, kiedy rozmawiałem z nim jeszcze na początku tego sezonu przy okazji meczu w Tarnowie.
Czasami wracam zresztą do starcia z eWinner Apatorem, którego wynik był dla mnie jednak zaskoczeniem. Nie porażka, a wynik. Tarnowska Unia, po zwycięstwie na inaugurację w Gdańsku przegrała wtedy dość wysoko 33:57. Przegrać to oczywiście nie grzech, tym bardziej z tak kapitalnie zestawioną drużyną jak team Tomasza Bajerskiego. Zadziwiał mnie wówczas rozmiar tej porażki, który dziś już jest nieco bardziej zrozumiały i dobitnie świadczy o niezwykłej mocy Apatora. Już sam fakt, że trener przyjezdnych już po próbie toru wiedział jak w Tarnowie jechać, dawał sporo do myślenia. W ogóle temat tarnowskiego toru jest dość często poruszany wśród sympatyków Jaskółek. Kibice Unii z sentymentem wracają do przeszłości i toru, na którym przyjezdne ekipy cały mecz błądziły, szukały, po czym dostawały lanie i wracając do domów, jeszcze dumały nad ustawieniami w swoich busach. Żużel od tego czasu się zmienił, ale tarnowianom, mimo wszystko brakuje dziś tamtego atutu własnego toru, takiego „know how” w zakresie gromienia rywali na swojej ziemi. Przynajmniej takie wnioski wyciągam z własnych obserwacji na przestrzeni ostatnich lat.
Wracając do początku. Apator to samograj. Liga już takie widziała ba, nawet Tarnów w ostatnich latach miał takie dwa zespoły. W pierwszym, z 2009 roku szaleli Ułamek, Bjarne Pedersen, Kołodziej, czy Monberg, w drugim (moim zdaniem słabszym) widzieliśmy Bjerre, Jamróga, Michelsena, Czaję, czy Ljunga. Wtedy to tarnowscy kibice mogli patrzeć z góry na resztę stawki, dokładnie tak, jak robią to dziś fani z Torunia. Drużyna z kujawsko-pomorskiego jest bezsprzecznym faworytem tej ligi, zespołem ekstraligowym z powracającym do radosnego ścigania Chrisem Holderem, jego młodszym bratem Jackiem, czy rewelacją ubiegłego sezonu Wiktorem Kułakowem. Przed tą kolejką spotkań torunianie mają komplet zwycięstw na koncie i aż sześć punktów przewagi nad drugim w tabeli eWinner 1. LŻ Orłem Łódź. Mało tego, trzech zawodników z Torunia jest w czołowej czwórce najlepiej punktujących zawodników ligi, a w pierwszej ósemce są wszyscy seniorzy Apatora. Ogromny komfort psychiczny dla sztabu szkoleniowego oraz samych zawodników, którzy gdy tylko chcą mogą przecież wskoczyć do helikoptera i polecieć na mecz PGE Ekstraligi. Bynajmniej w roli kibica.
Choć liczyłem, że faworyt potknie się w kilku spotkaniach, to zaskoczony dzisiaj absolutnie być nie powinienem. Pokaz siły kolejnych pierwszoligowych stadionach trwa w najlepsze, a zespoły z którymi przychodzi im się mierzyć dość szybko są sprowadzane do parteru. Na zapleczu wydaje się więc, że główne rozstrzygnięcie jest znane, a zespoły jadące dzisiaj w covidowej batalii muszą już myśleć jak zorganizować sobie sezon 2021 tym bardziej, że wielce prawdopodobnie rundy play-off w tym roku nie będzie. To być może jest szansa, żeby powalczyć o coś więcej niż podium pierwszej ligi. Przynajmniej tego sobie życzę, patrząc dziś na tarnowską Unię, jej zawodników, sponsorów i całe otoczenie.
fot. Janusz Tokarski