Argentyńskie tango charakteryzuje się dużą improwizacją partnerów. Niestety wygląda na to, że i tamtejsi żużlowcy będą musieli puścić wodzę fantazji, by wyjść cało z opresji, które zgotował im 2020 rok – Wielu zawodników najprawdopodobniej zrezygnuje z żużla na rzecz normalnej pracy, by utrzymać rodziny – wyznaje Fernando Garcia.
– Argentyna ma swój ogromny udział w żużlowej historii w przeszłości – mówił jeszcze w 2019 roku w wywiadzie Garcia. Patrząc na aktualną sytuację w kraju, miejmy nadzieję, że tamtejsi żużlowcy będą mogli już niedługo żyć żużlową teraźniejszością, a nie tylko wspomnieniami lepszych czasów. – Aktualna sytuacja w Argentynie jest zła. Kraj w dalszym ciągu pozostaje w zamknięciu. W sumie społeczeństwo przebywa na izolacji już od ponad 160 dni, dlatego jakakolwiek forma rywalizacji sportowej wiąże się z ryzykiem – tłumaczy Argentyńczyk.
Jak to często bywa na nieodkrytych lądach, warunki do uprawiania dyscypliny nie zawsze są dogodne. Tak więc Fernando już od kilku lat jeździ w lidze brytyjskiej, dzięki czemu może rozwijać się jako żużlowiec. Nie inaczej było w tym roku – pomimo rozpoczynającej się pandemii, postawił wszystko na jedną kartę i wyruszył do Wielkiej Brytanii. – Niestety nie byłem w stanie wsiąść na motor ze względu na sytuację z COVID-19 na Wyspach, co bardzo odbiło się na mojej sytuacji finansowej. Leciałem przez ocean, by móc jeździć, co wiązało się z dużymi kosztami, poświęceniem czasu, a także kosztowało mnie to dużo wysiłków i wyrzeczeń. Jednak na miejscu okazało się, że nie mam nawet możliwości, żeby odbyć trening.
Odcięty od przyjaciół i rodziny, Garcia nie znosił dobrze ogólnoświatowego lockdown’u. – Samotność w UK wpłynęła na mnie jako na osobę. Muszę przyznać, że zacząłem trochę wariować w pewnym momencie. W związku z tym zdecydowałem się wrócić do domu na resztę roku i skupić się na moim kolejnym sezonie w Europie. Uważam, że ciężka praca nad własnymi przygotowaniami na przyszły rok bardzo mi pomoże w tym trudnym okresie – podkreśla Fernando.
Tymczasem wspomniany okres może być decydujący dla dalszej kariery wielu żużlowców, którzy nie mogą sobie pozwolić na poniesienie podobnego ryzyka z zagranicznymi wyjazdami. – Nadchodzą ciężkie czasy zarówno dla klubów, jak i zawodników. Wielu rajderów najprawdopodobniej zrezygnuje z uprawiania dyscypliny na rzecz normalnej pracy. Aktualna sytuacja sprawia, że muszą oni już nie tylko liczyć się z żużlowymi kosztami, ale przede wszystkim z tym jak utrzymać rodzinę, spłacić kredyty itp.
Niegdyś w Argentynie na porządku dziennym organizowane były międzynarodowe zawody. W ostatnim czasie dużo się nawet mówiło o tym, że cykl SGP zawita do Ameryki Południowej. Niestety jak na razie żadne spotkania nie zostały oficjalne potwierdzone. Argentyńczyk stara się jednak myśleć pozytywnie i wierzy, że uda mu się zrobić kilka okrążeń na torze już niebawem. – Jeśli chodzi o kluby i sponsorów, to bez względu na to czy wyjedziemy na tor czy nie, ten sezon będzie dla nich trudny pod względem finansowym. Pandemia rzeczywiście spowalnia rozwój argentyńskiego żużla, ale nie na tyle by w pełni go zatrzymać. Myślę, że latem sport wróci w pełnej krasie. Żużlowcy i tak czy siak nie robią zbyt wiele w trakcie zimy. Ja aktualnie pracuję nad współpracą ze sponsorami, by nabyć lepsze motory oraz zorganizować podróż do Polski. Chciałbym móc trenować i podpisać przyzwoity kontrakt, by stać się bardziej popularnym w środowisku – zdradza Fernando.
Przez wszystkie artykuły w serii przewija się wizja Polski jako ziemi obiecanej dla żużlowców z takich krajów jak Argentyna. Czy jednak nasi działacze są gotowi na trochę egzotyki wśród swoich stranieri?
Fot. Berwick Bandits Speedway