– Transfery, które sfinalizował klub z Poznania były takie, że do Tarnowa jechaliśmy po zwycięstwo – przekonuje zawodnik SpecHouse PSŻ-tu Poznań Kacper Gomólski. Faworyci 2. Ligi Żużlowej przegrali na inaugurację rozgrywek w Tarnowie z Unią 44:46 i punktów będą musieli szukać w meczu z Budmax-Stal Polonią Piła w świąteczny poniedziałek.
Jeszcze w sobotę rano wydawało się, że mecz w Tarnowie, podobnie jak ten w Rzeszowie zostanie odwołany. Na południu Polski od kilku dni pogoda nie rozpieszczała, a opady dawały się we znaki. Deszcz jednak ustał i spotkanie, choć na trudnym i wymagającym torze, udało się odjechać. – Tor był całkowicie inny niż przypuszczałem – zaznacza Kacper Gomólski. – Ten deszcz trochę poprzeszkadzał, ale ogólnie jechało mi się w Tarnowie dobrze. To ja sam w trakcie zawodów tak pokręciłem przełożenia, że skończyłem mecz z ustawieniami jakie miałem na jego początku. Gdybym może nie zepsuł jednego biegu z Kevinem (Fajferem dop. red.), w którym wypuściłem go na pierwszym łuku i jechaliśmy na 5-1. Wpadłem w koleinę, a motocykl miałem mocno wyżyłowany i tak mi „kręcił”, że nie zapanowałem nad tym. Cieszę się w sumie, że dojechałem trzeci, bo myślałem, że wpadnę w bandę. Całe szczęście, że ta końcówka mnie podbudowała – dodaje.
Gomólski był jednym z dwóch najlepiej punktujących zawodników gości obok Francisa Gustsa (15+1). Wychowanek Startu Gniezno zdobył 12 punktów w sześciu startach. Najlepiej zaprezentował się w dwóch biegach nominowanych. – Zdecydowanie, trochę ten tor był wymagający i tak naprawdę ja pojechałem osiem biegów, bo jechałem jeszcze próbę toru testując dwa motocykle. Trochę tej siły musiałem dać od siebie, a miałem takie zamieszanie w parkingu z przełożeniami, że po ostatnim wyścigu myślałem, że mamy remis. Okazało się, że przegraliśmy dwoma punktami. To sporo mówi, jaka duża burza mózgów była u mnie w boksie – tłumaczy.
SpecHouse PSŻ Poznań w Tarnowie był faworytem zarówno tego meczu, jak i całych rozgrywek na najniższym szczeblu. Co zawiodło team Tomasza Bajerskiego? – Niepotrzebnie oglądaliśmy piątkową inaugurację PGE Ekstraligi. Wynik w Tarnowie padł taki sam jak w Gorzowie i Częstochowie tyle, że nie w tą stronę, bo tam wygrali goście, a tu gospodarze. Pół żartem, pół serio – nie podtrzymaliśmy tej passy. Transfery, które sfinalizował klub z Poznania były takie, że do Tarnowa jechaliśmy po zwycięstwo. Ja jednak powtarzam, że nazwiska nie jeżdżą, bo cała drużyna Unii Tarnów nam się postawiła. Peter Ljung, Troy Batchelor, Oskar Bober, Patryk Rolnicki, czy juniorzy, którzy dowieźli cenne punkty mocno się nam postawili i wygrali zasłużenie. I tyle. Ja sam zrobiłem tego babola w jednym biegu, gdzie powinien być przynajmniej remis. Biorę to na siebie, czuję, że po części „dałem nieco ciała” i też z tego powodu przegraliśmy – wyjaśnia były zawodnik m.in. Unii Tarnów.
Po średnio udanym sezonie w pierwszoligowym Rybniku, Kacper Gomólski zawitał do 2. Ligi Żużlowej. Sam jednak, przekonuje, że to wcale nie jest łatwiejsze pole do rywalizacji. – Druga liga to tu jest tylko z nazwy. Są tu mocni zawodnicy, którzy jeździli w pierwszej lidze, czy nawet PGE Ekstralidze. Tu trzeba się naprawdę napracować, żeby robić punkty. Nikt nie mówił, że będzie łatwo i przyjemnie – kończy jeden z liderów poznańskiej drużyny.
fot. Mateusz Dzierwa