Grupa Azoty Unia Tarnów w niedzielę przegrała wygrany mecz. Dwa punkty dla zespołu Ultrapur Start Gniezno na ostatnich metrach, ostatniego biegu wyrwał Josh Pickering, który wyprzedził Marko Lewiszyna, zapewniając zwycięstwo gości 46:44. Dla tarnowian to kolejna porażka w sezonie i na własnym torze. – Jak się tu cieszyć, jak drużyna znowu przegrała, jesteśmy na dole tabeli, play-offy odjeżdżają – mówił zaraz po meczu mocno zawiedziony Ernest Koza, jeden z jaśniejszych postaci ekipy Stanisława Burzy. Wychowanek Unii Tarnów zdobył w sumie 10 punktów.
Rafał Martuszewski: Czemu tak strasznie spuchliście w trakcie tego meczu? Co się zmieniło, że końcówka zupełnie wam nie wyszła?
Ernest Koza (Grupa Azoty Unia Tarnów): W ogóle nie wiem co mam powiedzieć… Wygrywaliśmy przez trzynaście biegów. W czternastym było 1:5 „w plecy” i w piętnastym 3:3. Ja szczerze mówiąc, rozglądałem się i myślałem, że ten remis wieziemy. Myślę sobie „już lepszy remis niż przegrana”, a jak zjechałem do parku maszyn to mi mówią, że przegraliśmy.
Z trybun obraz był prosty – Ekipa Startu Gniezno rosła z biegu na bieg, z serii na serię byli coraz groźniejsi. Co według ciebie zdecydowało o losach meczu?
Goście przegrywali, wrzucali szybko rezerwy taktyczne i one tak naprawdę zrobiły im robotę. Co stracili, zaraz odrabiali. No… i co mam powiedzieć?
Nie wygrywaliście startów. Ten element wyglądał znów słabo w waszym wykonaniu.
No słabo. Na początku miałem słabe, ale później na te starty nie mogłem narzekać, bo trzy ostatnie starty były dobre w moim wykonaniu. Można powiedzieć, że start w trzecim moim biegu był równy, a te dwa ostatnie dobre.
A tak szczerze, taki wynik, gdzie walczycie o każdy punkt do ligowej tabeli mocno wpływa na atmosferę w drużynie?
No wpływa, pewnie, że tak. Po wygranym meczu każdy zadowolony. Jest nas, nie wiem, dziesięciu zawodników? Na treningu mamy zawody, bo wiadomo, że trener postawi w meczu na tych co jadą najlepiej, prezentują się dobrze na treningach. Później mamy zawody z inną drużyną no tak to jest.
Na rezerwie był William Drejer, kibice zdziwieni byli, że nie jest wpuszczany, choć też nie dawaliście ku temu może argumentów, bo nie woziliście też wielu zer.
No, ale co? Trener ma wstawić w trzynastym biegu Williama?
Chodzi mi o to, czy w ogóle były takie dyskusje podczas meczu, żeby coś zmieniać?
Ja nie wiem, to trzeba zapytać sztabu szkoleniowego. My jedynie możemy czekać, czy trener za nas wprowadzi zmiany, czy może my kogoś zmienimy. Tak to trzeba pytać sztab szkoleniowy.
Z mojej perspektywy widać było, że byliście całkiem szybcy, ale gnieźnianie byli od was szybsi. Nie dało się wyciągnąć więcej z tego sprzętu?
Na pewno, że tak. Jak można było widzieć po meczu, goście wygrywali dużo więcej startów, zgoda?
No jakieś 90%.
No, a na tym torze, żeby było dużo mijanek to… No nie było.
To tak na koniec, powiedz jak ty się w ogóle czujesz teraz, wszystko wraca do normy?
Dobrze się czuję. Wybiłem ten bark, miesiąc nie jeździłem, opuściłem dwa mecze, a myślałem przed kontuzją, że trochę to już ruszyło. Podłubaliśmy sporo w sprzęcie, był jakiś postęp i przydarzyła się ta kontuzja. Miałem przerwę, wybiłem się z rytmu i teraz znów staram się jak gdyby wejść w ten rytm. Z jednej strony się cieszę, bo wynik indywidualny jest niezły, ale jak się tu cieszyć, jak drużyna znowu przegrała, jesteśmy na dole tabeli, play-offy odjeżdżają. Co będzie dalej? Zobaczymy.
fot. Paweł Wilczyński