– Kiedyś trzeba będzie skończyć. Tego się boję. Tyle lat minęło, a ja dobrze się tutaj czuję, to jest moja część życia i bez tego życia sobie nie wyobrażam – tak o swojej karierze żużlowej mówi jeden z najlepszych polskich zawodników, Janusz Kołodziej. Zawodnik Fogo Unii Leszno w obszernej rozmowie w magazynie #LSD Extra opowiada o transferach, Lesznie, swoich pasjach i… sytuacjach, które mogą mieć wpływ na słabsze występy.
Rafał Martuszewski: Jesteśmy już długo po sezonie, święta Bożego Narodzenia za pasem. Jak mija ci ten przedświąteczny czas?
Janusz Kołodziej (Fogo Unia Leszno): Czas przedświąteczny spędzam na pewno aktywnie. Nie nudzę się, cały czas jest coś do zrobienia. Święta się zbliżają, więc jest sporo rzeczy do zrobienia. Też się nie mogę ich doczekać, bo wiadomo jest to taki czas, kiedy można usiąść z całą rodziną.
Jesteś już bardzo doświadczonym i ciągle jednym z najlepszych zawodników PGE Ekstraligi. Masz taką samą radość z jazdy jak te kilkanaście lat temu?
Bardziej teraz myślę, że kiedyś trzeba będzie skończyć. Tego się boję. Tyle lat minęło, a ja dobrze się tutaj czuję, to jest moja część życia i bez tego życia sobie nie wyobrażam. Boję się, co będzie dalej, natomiast jestem właśnie po rekonstrukcji barku, którą miałem miesiąc temu, a bałem się, że właśnie przez tę kontuzję będę musiał niedługo kończyć karierę. Ból towarzyszył mi kilka lat, ale na szczęście okazało się, że można to naprawić. Mam nadzieję, że te kilka lat będę mógł jeszcze jeździć.
Czujesz, że wiek daje po sobie znać i kontuzje nie leczą się, aż tak szybko jak kiedyś?
Staram się podchodzić do tego tak, że niemożliwe nie istnieje. Robię wszystko, żeby tak też było. Postępy są naprawdę dość spore, co tez daje mi dużo radości. Lepiej wchodzę w każdy kolejny dzień.
Chciałbyś wrócić do cyklu Grand Prix?
Tu jest prosta sytuacja i nie ma co wyjaśniać. Każdy zawodnik chce być najlepszy na świecie. Po to się jeździ, żeby jeździć w tym Grand Prix. Ja już tam kiedyś byłem, co prawda za wiele nie nawojowałem natomiast udało mi się już pierwszy turniej wygrać (Praga 2019 rok, przyp. red.). Dużo wyciągnąłem z tego wniosków, jakie błędy popełniałem, z czym sobie nie radzę i co należy poprawić. Naprawdę dużo nad tym pracuję. W lidze nie wygląda to najgorzej, ale Grand Prix to jest zupełnie coś innego. Znowu musiałbym tam być, żeby się przekonać, że jest lepiej natomiast pamiętajmy, że mamy mistrza świata, który jest wręcz nie do przeskoczenia, ale możliwość powalczenia z nim jest czymś niesamowitym i moim marzeniem.
W PGE Ekstralidze jednak wszystko dla ciebie wydaje się proste. Masz tak, że bardzo mocno analizujesz każdy tor przed zawodami?
Sam wiesz jak to jest. Nie ma rzeczy nieważnych. Wszystko jest ważne. Jak chcesz mi zepsuć zawody lub żeby mi nie poszło wystarczy proste pytanie mi zadać. Wiesz jakie?
Nie mam pojęcia.
„Komplecik dzisiaj?”, „Ile zdobędziesz punktów?” Jak ktoś o to zapyta, to trafia w mój czuły punkt. Nic strasznego, ale ja sobie tak naprawdę z tym bardzo nie radzę. Najczęściej zadają je kibice. Chcą dobrze, ale zawsze trafiają tym w moją piętę achillesową. Ja się skupiam na każdym elemencie, nad rzeczami, które mogę zrobić. Punkty są podliczeniem mojej roboty i jak ktoś mi zada to pytanie, to coś mi w głowie źle „zatrybia” i wtedy po prostu mi słabiej idzie. Tej zimy będę bardzo mocno nad tym pracował. Muszę sobie pokazać, że umiem z tym wygrać.
Klub Unia Leszno nie dostał licencji w pierwszym terminie na starty w sezonie 2024 ze względu na wymogi dotyczące szkolenia. Co w ogóle sądzisz o tej sytuacji?
Rozmawialiśmy o tym w klubie z trenerami. To jest trochę bez sensu, choć to zależy też, z której strony na to popatrzymy. W sezonie żużlowym ileś dzieciaków musi zdać licencję. Jeśli ktoś nie nadaje się jednak już na licencję, a mamy wysyłać te dzieci na siłę to jest to bez sensu. Unia Leszno w tamtym roku miała bardzo dużo licencji, a w tym roku po prostu mniej. Jakbyśmy wyciągnęli średnią to na pewno zmieścilibyśmy się w limitach. Tutaj taki chudy rok się przytrafił.
Jesteś jednym z nielicznych zawodników, którzy w swojej karierze mają na koncie tylko dwa kluby. Myślałeś w ogóle o jakiejś zmianie?
Tylko Unia, nawet te same barwy. Jestem pod tym względem trochę wyjątkowy. Czułem się wcześniej świetnie w Tarnowie. Tam się wychowałem, nauczyłem jeździć i w ogóle. Później to samo poczułem w Lesznie. Dlatego nie zmieniam tych klubów. W Lesznie jest wszystko, czego mi potrzeba i to, co kiedyś czułem w Tarnowie. We wszystkim co robimy w życiu towarzyszą nam emocje, my tych emocji szukamy. Ja uwielbiam adrenalinę, którą dostarcza mi żużel. Leszno dostarcza mi dziś tych emocji, które odczuwałem kiedyś w Unii Tarnów. Dodatkowo żużel w tym mieście to religia. Zawsze marzyłem o takim żużlu i takim klubie.
A dzwonią z innych klubów?
No dzwonią. Jak nie wszystkie to prawie wszystkie. Mój okres transferowy kończy się jednak na telefonach.
Całą rozmowę możesz obejrzeć tutaj:
fot. Jan Kwieciński