„Łagodna” – to jedno z częstych słów, którymi kibice posługują się przy komentowaniu wyroku Maksyma Drabika. Sam informację o rocznym zawieszeniu przyjmuję ze zrozumieniem i nadzieją na lekcję nie tylko dla samego Drabika.
Fani WTS Betard Sparty pewnie odetchnęli z ulgą. Roczna przerwa w startach ich jednego z najbardziej obiecujących zawodników to nie tragedia. To, w zasadzie jak powiedział Marek Cieślak dla Przeglądu Sportowego „taka pauza jak przy jakiejś kontuzji”. Z perspektywy Drabika, klubu i sympatyków wrocławskiej drużyny wyszło dobrze, choć sprawa przesądzona ciągle nie jest, wszak wyrok zmienić może jeszcze WADA (Światowa Agencja Antydopingowa).
Uważam jednak, że kara rocznego zawieszenia to dla Drabika szansa. Szansa na refleksję i zmianę jego samego jako zawodnika, gdyż trudno mi oceniać chłopaka jako człowieka, bo go po prostu od tej strony nie znam, a wchodzenie z butami w jego prywatne sprawy (jak to niegdyś w mediach bywało) rozpatruję w kategorii przekroczenia cienkiej linii w dziennikarskich zadaniach bojowych. Coś jak paparazzi stojący pod domem celebryty, żeby zrobić zdjęcie noszonych przez niego skarpetek. Dziwactwo. Niemniej jednak, Maksym jako żużlowiec bywał trudny w relacjach z niektórymi dziennikarzami, lecz poniekąd rozumiem ten mechanizm obronny w momencie kiedy media próbują drążyć tematy zarezerwowane w normalnym porządku dla rodziny i samego zawodnika. Dziennikarze, albo pismaki takie jak ja mamy to do siebie, że czasem zapominamy, że pod kaskiem i kevlarem siedzi człowiek, który tak samo jak wszyscy inni posiadają emocje, życie prywatne, własne problemy, choroby i okoliczności, do których nikt poza nimi samymi i ich najbliższymi nie ma wstępu. No, ale…
Tematu dopingu, czyli oszustwa w rywalizacji sportowej do szuflady z prywatnymi rzeczami Drabika nijak wrzucić nie można. To przecież część szeroko rozumianego sportu, a w zasadzie jego brudna cząstka, margines, który zdarza się nawet najlepszym, czasem świadomie i czasem niekoniecznie. W tym wypadku winę na siebie „wziął” klubowy lekarz, co tym bardziej dla samego zawodnika powinno być nauczką, by karierę (niewątpliwie zapowiadającą się spektakularnie) traktować poważnie, profesjonalnie, z dbałością o najmniejsze detale i te hajtowskie „truskawki na torcie”. A kolejni młodzi zawodnicy niech też wyciągają wnioski.
Życzę Maksymowi comebacku widowiskowego, jak powrót Jedi w szóstej części Gwiezdnych Wojen, jak powrót Batmana w starciu z Pingwinem, czy wreszcie – i nieco bardziej poważnie – powrót Patryka Dudka po dopingowym zawieszeniu. Kara niech zostanie potraktowana jak kara, a nie zło konieczne, jakby ktoś się kogoś uczepił.
fot. Ewelina Włoch