– Czuje się coraz lepiej, wszystko idzie do przodu – przekonuje Jakub Jamróg, bez którego w składzie Zdunek Wybrzeże Gdańsk radzi sobie całkiem nieźle i pewnym krokiem zmierza w kierunku rundy play-off eWinner 1. Ligi Żużlowej. W magazynie żużlowym #LSD przepytaliśmy wychowanka Unii Tarnów o powrót do startów po kontuzji, nieobecności podczas grudziądzkiej rundy IMP i szansach swojego zespołu w dalszej części sezonu.
Rafał Martuszewski: Przede wszystkim jak się czujesz i kiedy możemy spodziewać się ciebie ponownie na torze?
Czuje się coraz lepiej, wszystko idzie do przodu. Może, nie tak jakbym tego oczekiwał, ale szybciej niż jest to opisane w książkach od medycyny. Każdy mój kolejny tydzień wygląda tak samo, czyli od poniedziałku wielkie nadzieje, dochodzimy do piątku, dnia sądnego, kiedy zapada decyzja, czy jadę, czy nie jadę, a potem sobota i niedziela, bardzo ciężkie dni, a potem od nowa. Na ten moment wygląda to bardzo obiecująco, ale już nie chcę zapeszać. Chcę spróbować odjechać trening i zobaczyć jak się ta noga zachowuje.
Śledzisz to co się dzieje w rozgrywkach? Oglądasz mecze albo niedawny pierwszy finał IMP w Grudziądzu? Czy jest to udręka nie mogąc startować?
Śledziłem i patrzyłem, ale koiłem się trochę spacerami po plaży, bo jest to bardzo ciężkie. Na szczęście w swojej karierze bardzo rzadko nie uczestniczę w zawodach, które mam zaplanowane. Ostatnio cięższą kontuzję miałem cztery lata temu, też wyłączyła mnie wtedy z jazdy. Jest to ciężki temat, szczególnie zawody IMP, które były dla mnie spełnieniem marzeń. Na szczęście ta formuła tegoroczna trochę mnie uratowała. Cieszę się, że będzie okazja jeszcze w tych zawodach pojechać i nie wyobrażam sobie, żebym nie wystartował w Krośnie, czy w Rzeszowie.
No właśnie formuła IMP. Zdania są mocno podzielone, jedni są za, inni przeciw. Rozumiem, że tobie to pasuje, szczególnie w obecnej sytuacji?
Już sobie kiedyś mówiłem, że nie jest to możliwe, żeby w zasadzie jeden bieg decydował o mistrzostwie Polski. To jest zbyt poważny tytuł, żeby jeden turniej decydował, a już szczególnie ten ostatni bieg, gdzie byśmy rozegrali ten finał na tych samych polach startowych dwa, trzy razy i myślę, że mielibyśmy różne rozstrzygnięcia. Taki jest dzisiejszy żużel, więc trzy turnieje to jest świetna sprawa, więc ja osobiście byłem zadowolony kiedy okazało się, że będzie taka właśnie formuła.
Zdunek Wybrzeże Gdańsk radzi sobie bez ciebie zaskakująco dobrze. Zdobyliście punkt bonusowy na faworyzowanym Falubazie Zielona Góra. Skąd taki wzrost formy?
Przegraliśmy bardzo nisko mecz z Falubazem, więc ten bonus był w zasięgu ręki. Strasznie ludzie na nas wieszali psy po tych przegranych, ale wiedzieliśmy, że zdobycie trzech punktów pozwoli nam odbić się od dna. Inną z przyczyn jest to, że pokochaliśmy się z własnym torem i przygotowujemy go powtarzalnie mimo zmian temperatury otoczenia, każdemu to pasuje i jesteśmy na nim bardzo skuteczni. Nie stanowi dla nas problemu. Jest też wzrost formy Rasmusa Jensena i dogadanie się ze sprzętem Adriana Gały.
Zmierzacie pewnie w kierunku sześciozespołowych play-off. Możecie namieszać?
Innego wyjścia nie ma przy tej mojej kontuzji. Muszę sobie to odbić. A tak serio, to nie chcę deklarować jak to pojedziemy, ale zacieramy ręce na te play-offy, bo jeśli utrzymamy formę to może być ciekawie. Wcale nie czujemy się gorsi od tych drużyn, które teraz okupują czołowe miejsca w lidze.
Możecie pokrzyżować plany faworytom?
Patrząc choćby wstecz, to w ubiegłym roku mieliśmy w półfinale Krosno. Wygraliśmy z nimi u siebie i na wyjeździe. Dlaczego mielibyśmy tego nie powtórzyć w fazie play-off? Zlali nas sromotnie wtedy, więc mecz meczowi nie równy i faza zasadnicza wcale nie jest wyznacznikiem tego, co może się wydarzyć w play-off.
Całość rozmowy możecie obejrzeć poniżej.
fot. Łukasz Trzeszczkowski