Na początku 2019 roku żużlowe środowisko obiegła smutna informacja na temat zamknięcia ostatniego toru w Walkerville w RPA. W ten sposób zakończyła się pewna era dla speedwaya na Czarnym Kontynencie. Niestety czas działa na niekorzyść tamtejszych pasjonatów. – Przez ostatni rok nie zostały podjęte żadne działania, a zainteresowanie dyscypliną drastycznie spada każdego dnia. Wątpię, żebyśmy kiedykolwiek wrócili do tego co było – opisuje sytuację południowoafrykański zawodnik, Damien Devine.
Republika Południowej Afryki nie ma czego się wstydzić – państwo od zawsze stanowiła niejaką mekkę speedwaya na kontynencie afrykańskim, a historia dyscypliny jest równie bogata co polskie dzieje żużlowe. Początek czarnego sportu datuje się na 1928 rok, ale to prawie 20 lat później żużel przeżył tam swoje złote lata, gdy sympatycy powracali z wojny w Europie do ojczyzny. Pomimo licznych zawirowań zależnych od stabilności politycznej w państwie, w tamtejszych rejonach ścigało się wielu europejskich zawodników. Mierzyli się oni z legendami afrykańskiego speedwaya – Arthurem 'Buddym’ Fullerem, jak i Henrym Longiem.*
Damiena z żużlem powiązały więzy krwi. – Mój wuja już jeździł na żużlu kiedy się urodziłem. Odkrył stadion żużlowy jeżdżąc na motocrossie i w ten sposób zaangażował się w dyscyplinę. Tak więc byłem otoczony nią przez całe moje życie. Odkąd byłem dzieckiem zawsze chciałem spróbować swoich sił w czarnym sporcie. Zacząłem swoją przygodę od małych motorków, a potem w wieku 9 lat przesiadłem się na mój pierwszy motocykl żużlowy.
https://www.facebook.com/565613169/videos/10152286076258170/
Chociaż jak widać była to miłość od pierwszego wejrzenia, rzeczywistość szybko zrewidowała marzenia Południowoafrykańczyka. – Żużel jest bardzo popularny tutaj wśród osób, które interesują się sportami motorowymi, ponieważ jest bardzo fascynujący oraz ekscytujący. Jednakże poza tą społecznością nie jest to dyscyplina dobrze znana. Stąd każdy z nas ma normalną pracę poza żużlem – speedway jest dla nas jedynie sposobem na dobrą zabawę w weekend – objaśnia.
Jeszcze w poprzednim stuleciu czarny sport gromadził kilkunastotysięczną widownię na kilkudziesięciu obiektach rozsianych po całym kraju. Natomiast dzisiaj można ze świecą szukać zarówno miejsc do treningu, jak i sprzętu, który spełnia wszystkie koniecznie warunki. – Są ludzie, którzy próbują znaleźć tory do jazdy, ale generalnie liczba zawodników zmalała, a zainteresowanie dyscypliną drastycznie spada każdego dnia. Mamy jeden klub w Johannesburgu, ale są także podejmowane działania w celu stworzenia żużlowego miejsca w Kapsztadzie. Niestety na ten moment nie ma wystarczająco dużo motorów i chętnych. Wiele motocykli pochodzi z lat 90., a niektóre z nich są jeszcze z klasy “upright”. Aczkolwiek lepsi zawodnicy mają nowszy sprzęt – podkreśla Damien.
Najpopularniejszymi ośrodkami, oferującymi możliwość uprawiania żużla, jest kilka stadionów do dirt tracka, m.in. Walkerville w Johannesburgu, Rustenburg Show Grounds Platinum Raceway, tory w Newcastle, Bloemfontein, Randfontein oraz w Kapsztadzie. Jednakże nie gwarantują one takich samych doznań torowych co w Europie. – Tutejsze tory bardzo się różnią, ponieważ żużel nie jest czołowym sportem w naszym kraju. Głównie uprawia się wyścigi typu “stock car racing” czy “V8 sprint cars”, dlatego wiele torów ma twardą nawierzchnię. Tymczasem w większości przypadków w Polsce jest ona miękka i głęboka. Dmuchane bandy oraz zabezpieczenia są także ograniczone z powodu odbywających się wyścigów samochodowych. Zazwyczaj postawione są tylko betonowe ściany lub zwykłe bariery przeciwwypadkowe.
Wydaje się więc, że tamtejsi rajderzy igrają z ogniem, ale nie mają wpływu na przygotowywanie torów, gdyż większość stadionów jest w rękach prywatnych właścicieli. – To oni zajmują się zarządzaniem obiektu podczas tygodnia, jak i gdy od czasu do czasu odbywają się na nich różnorodne wydarzenia. Co więcej, nie mamy tak naprawdę mechaników – sami z radzimy sobie z serwisowaniem i budowaniem motocykli.
Tak jak w przypadku innych Nieodkrytych Lądów, żużlowi fanatycy zostawieni są sami sobie i nie mogą liczyć na wsparcie z zewnątrz. Wszystko to przyłożyło się do stopniowego upadku dyscypliny. – Widać zainteresowanie mniejszych firm, które sponsorują zawodników, ale oprócz tego nie można liczyć na jakąkolwiek inną pomoc. Nie ma nawet dostępu do motorów oraz części zapasowych. Speedway w RPA przez to nigdy nie osiągnie profesjonalnego poziomu – podsumowuje zawiedziony Afrykańczyk.
W przeszłości jedyną nadzieją na przebicie się dla tamtejszych zawodników była jazda w Wielkiej Brytanii. Szlaki na Wyspach przetarło jednak niewielu – Buddy Fuller, Henry Long, Doug Davies, Neil Mortimer i Arthur Duncan to jedne z nazwisk, które zaprezentowały się przed brytyjską publicznością. Jak przekonuje Damien, aktualnie wielu rajderów ma talent oraz chęci, by pójść w ich ślady. Jednak jeżdżenie w Europie byłoby dla nich zbyt drogim oraz niełatwym przedsięwzięciem. Tak więc niewielu ludzi może sobie na to pozwolić. – Ponadto, aby jeździć w lidze narodowej, musisz być obywatelem Wielkiej Brytanii lub posiadać brytyjski paszport, czego oczywiście nie mamy. Jest możliwość ścigania się w Elite League, jednak bardzo trudno byłoby nam się przebić do składu, skoro jeździmy bardziej rekreacyjnie – przyznaje Devine.
Czy tak piękna historia południowoafrykańskiego żużla może mieć jeszcze happy end? – Przez ostatni rok nie zostały podjęte żadne działania, szczególnie że mamy lockdown od marca. Restrykcje zostały aktualnie poluźnione, więc mamy zamiar podjąć próbę odbudowania dyscypliny. Mamy dalej tor w Randfontein, na który mamy zamiar udać się w ten weekend i zobaczymy w jakim jest stanie, czy możemy zacząć znowu tam się ścigać. Niestety wątpię, żebyśmy kiedykolwiek wrócili do tego co było. Miejmy nadzieję na to, że ktoś sprawi, że speedway w RPA powróci do dni chwały – kończy Damien.
*Zainteresowanych dokładną historią żużla w RPA zapraszam na Speedway SA
fot. Hannes Bronkhorst Photography