Czwarta porcja i dwa oblicza PGE Ekstraligi. Z jednej strony poczęstowano nas smakowitym daniem, nad którym cmokaliby równo Amaro z Gesslerową, z drugiej zaś speedway znów przypomniał o swoich najczarniejszych stronach i niekoniecznie chodzi tu o tragiczną sytuację toruńskiego Get Well.
W miniony weekend widzieliśmy kilka naprawdę groźnych upadków. Takich, które człowieka zatykają, chwytają za serce i produkują nieprzyjemny seans dreszczy. Doyle, Janowski, Buczkowski, Fricke odczuli to na własnej skórze. W najgorszej sytuacji jest dziś Australijczyk – ze złamanym żebrem i (podobno) przebitym płucem. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak się chłop musi teraz czuć. Cały ten wypadek i późniejszy wywiad sprawcy całego zamieszania – Mateja Zagara – pokazuje, że najwyższa klasa rozgrywkowa jeńców nie bierze, a walka toczy się nie tylko na najwyższym poziomie, ale (czasem niestety) o najwyższą stawkę jaką w tym wypadku jest zdrowie. I tylko człowieka lekko dołuje sytuacja, w której może o tym jedynie napisać.
Get Well Toruń jest dzisiaj w tragicznej sytuacji. Zero punktów na koncie, brak lidera (mówi się o 2 miesięcznym leczeniu) i co najgorsze bez perspektyw na poprawę pogmatwanej sytuacji w drużynie. W ogóle nie zazdroszczę roboty Jackowi Frątczakowi, który jedynie co może teraz zrobić, to usiąść w fotelu i napić się dobrej whisky. Iversen jedzie – Chris Holder w lesie, kiedy Holder punktuje aż miło, Iversen jest pogubiony. Bądź człowieku mądry i ułóż skład na najbliższy mecz w Grudziądzu. Na co choruje Get Well Toruń?
Apator w tym sezonie to jakby nagrywać film akcji mając w obsadzie Janusza Gajosa, Jerzego Stuhra i Krystynę Jandę.
Niby zacne nazwiska, ale nie na taki rodzaj kina.
#TORCZE— Przemysław PŃ (@1986Przem) May 5, 2019
Kapitalnie oglądało się niedzielne derby. Gdyby były obrazkiem należałoby je oprawić w ramkę, położyć nad telewizorem i wzdychać do następnego zielonogórsko – gorzowskiego starcia. No i Piotr Protasiewicz. Pan Żużlowiec. Facet, wyraźnie przepełniony emocjami mówi, że żużel to jego życie i uwielbia to robić, a do tego eksponuje klasę nie tylko w telewizji, ale i wtedy, kiedy z nim rozmawiasz w cztery oczy. Sportowiec w pełni znaczenia tego słowa. Czy wynik mnie zaskoczył? Koniec końców tak, bo przecież w połowie zawodów gospodarze mieli osiem „w przód”, a przewagi do końca nie dowieźli. To już kwestia mocnej obsady pozycji seniorskich Falubazu, z okładanym gwizdami Vaculikiem na czele. Słowak zareagował w możliwie najlepszy dla siebie i drużyny sposób. A Stal? Stal ciągle się hartuje, lecz ekipa Chomskiego nie wygląda źle. Tu podciągnąć, tam podkręcić, jeszcze gdzieś bardziej zmotywować i powinno być dobrze. No i zaimponował mi Rafał Karczmarz.
Jeśli chodzi o piątkowe spotkania to ciężko mówić o niespodziankach, choć życzeniowo typowałem punkt dla Lublina (a bo ich trochę lubię). No ale Unia Leszno, to Unia Leszno. Niechże wreszcie ją ktoś pokona. Nie jedzie Kołodziej i Hampel? „Spokojnie, wyciągniemy z szafy jakiegoś młokosa. Poradzi sobie.” Nudy.
Za to nieco więcej zamieszania było w Grudziądzu. Sparta po urazie Janowskiego straciła sporo atutów, ale też jeszcze wyraźniej na powierzchni widać było dziury w teamie Dariusza Śledzia. Brak Milika jest niezrozumiały nie tylko dla fanów z Dolnego Śląska, ale i postronnych zjadaczy żużla, którzy Czecha oglądali dzień później w Landshut. Jeździł tak dobrze, że nawet po czterech kółkach nie chciał kończyć. Zobaczymy, czy pojedzie w piątek.
Dobrego tygodnia!
R.