Betard Sparta Wrocław po niezwykle emocjonującym sezonie w PGE Ekstralidze zdobyła dziesiąty srebrny krążek w rozgrywkach DMP. – Patrząc na całokształt na chłodno to wiadomo, że jesteśmy sportowcami i chcieliśmy wywalczyć tutaj pełną pulę i zdobyć mistrzostwo Polski. Aczkolwiek, uważam, że to naprawdę dobry wynik w naszym wykonaniu – powiedział po finale w Lesznie Jakub Jamróg.
Fogo Unia Leszno po raz czwarty w tym sezonie pokonała drużynę z Wrocławia. Dwumecz finałowy zakończył się wynikiem 106:64 dla „Byków” i to właśnie do nich powędrował tytuł Drużynowego Mistrza Polski na żużlu w 2019 roku. – Oczywiście. Naprawdę to był wielki nokaut w wykonaniu drużyny z Leszna. Są piekielnie mocni i może dlatego, że taka jest różnica to mnie to osobiście boli. Aczkolwiek, gdyby ta strata byłaby minimalna to człowiek zacząłby analizować. Patrząc na całokształt na chłodno wiadomo, że jesteśmy sportowcami i chcieliśmy wywalczyć tutaj pełną pulę i zdobyć mistrzostwo Polski. Aczkolwiek, uważam że to naprawdę dobry wynik w naszym wykonaniu – ocenił dwumecz Jakub Jamróg.
Zawodnik Betard Sparty nie ma pretensji do sztabu szkoleniowego, który dostawił zawodnika po jednym nieudanym biegu. – Takie są decyzje sztabu szkoleniowego. W pełni je respektuję i szanuję. Wiadomo, że to jest finał. To nie są mecze, w których można sobie pozwolić na moment oddechu i kolejne szanse. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Mocne przemyślenia. Trener wykonał swoją robotę najlepiej jak potrafił. Takie były decyzje. Gleb dobrze za mnie pojechał. To broni to decyzje trenera – powiedział.
W czterech spotkaniach rundy play-off Jamróg pojechał w zaledwie dziesięciu wyścigach. W porównaniu z rundą zasadniczą zawodnikowi brakowało regularności. – Na pewno tak. Na wszystko można sobie sprawdzić w statystykach. Jak wyglądał początek sezonu, jak środek i koniec. Początek i koniec można wrzucić do jednego worka i rozdzielić na dwie części. Zupełnie inaczej jest jak zawodnik czuje się potrzebny, jeździ cały czas i na niego się stawia. Walka i waga tego spotkania była najwyższa. Gleb miał tutaj dobrą końcówkę sezonu. Nie mam do nikogo pretensji. Wiem, że stać mnie na dobre wyniki w PGE Ekstralidze. Myślę, że całokształtem potwierdziłem to. Tym bardziej, że trafiłem ze skrajności w skrajność. Ze spadku z PGE Ekstraligi do wicemistrzostwa. Z dołu do góry. Miałem bardzo ciężkie zadanie. Generalnie jestem zadowolony. Wiem, że stać mnie na dobre wyniki. Zobaczymy co będzie dalej – podsumował sezon.
Wychowanek tarnowskiej Unii odniósł się także do roli „ósmego” zawodnika. – Nie jestem jedyny, który wypowie się krytycznie na temat tego numeru. Myślę, że wielu zawodników, działaczy i trenerów na ten temat się wypowiadało. Co my możemy jednak gadać? Są od tego ludzie, którzy zarządzają i o tym decydują. To, że będę płakać na tę „ósemkę” niczego nie zmieni. Wiadomo, że dla nas, zawodników nie jest to komfortowa sprawa. Dla drużyny jest to pewna forma zabezpieczenia się w razie kontuzji. Co mam więcej powiedzieć? Ja mam jeździć, a reszta wymyśla i ustala reguły gry – wytłumaczył na koniec Jakub Jamróg.
fot. Ewelina Włoch