Inaczej być nie może. Ostatni (i jedyny!) mecz ligowy w Zielonej Górze rozegrano 22 kwietnia z nieogarniętą wtedy jeszcze ekipą z Torunia. Potem nastała era kataklizmów: nawałnic, gradów i spotkań na wyjeździe. Dziś kibice Falubazu mogą wreszcie odłożyć melisę w kąt, nabrać powietrza w płuca i wrzucić audio z Luisem Armstrongiem.
Będąc kibicem Falubazu wziąłbym pewnie dziś wolne w pracy. Mecz ligowy po tak długiej przerwie musi przybierać formę wydarzenia, na które czeka się bardziej niż na wypłatę 10-tego. Zakładam, że większość zielonogórskich fanów przez ostatni miesiąc wyglądało mniej więcej tak:
Generalnie Motomyszy nie są w złym położeniu. Po tylko trzech rozegranych meczach i tak są wyżej w tabeli od przytoczonej już ekipy Get Well, której tak „well” do końca nie idzie, a która tych spotkań rozegrała aż pięć. Dziś za to do lubuskiego wpada nieobliczalna i bezlitosna na wyjazdach drużyna Rafała Dobruckiego. Trzymam kciuki za mecz na styku do samego końca i chyba jednak typuję zwycięstwo gospodarzy. Ale pieniędzy na to nie postawię.
Wieczorem emocji może być jeszcze więcej. Znowu trzeba przytoczyć zdesperowany zespół z Torunia, dla którego wypad pod Jasną Górę może skończyć się kolejnym stanem podgorączkowym. O Włókniarzu może nie piszę się ostatnio w samych superlatywach, ale swoje sportowe ambicje ten zespół ma. Niech świadczą o tym chociażby te 40 punktów zdobytych w ostatniej kolejce na torze we Wrocławiu. A, jeśli chodzi o powracającego do składu Karola Barana, to dzisiejszy mecz Karlos obejrzy jeszcze w roli kibica.
Dzięki za miłe przyjęcie.
Na treningu było bardzo dobrze, ale jutrzejszy mecz obejrzę (niestety) z trybun 😉Opublikowany przez Karol Baran na 1 czerwca 2017
fot. Facebook: Falubaz Zielona Góra