Lider klasyfikacji cyklu SGP2, Mateusz Cierniak po niedzielnej wygranej w Cardiff dzień później nie zdążył na drugi finał IMP w Krośnie. Na Podkarpaciu zabrakło także Jakuba Miśkowiaka. Z tego powodu w sieci pojawiły się skrajne opinie, również te piętnujące zachowanie obu teamów. Przypomnijmy, że drugi finał SGP2 w Cardiff rozpoczął się o 14:00 czasu polskiego, a z powodu złego stanu toru i mnóstwa przerw zawody ciągnęły się w nieskończoność. Po trzech i półgodzinie zostały przerwane po fazie zasadniczej. – Nie byliśmy w stanie w komplecie dojechać na stadion w Krośnie – tłumaczy tata Mateusza, Mirosław Cierniak.
Rafał Martuszewski: W ostatnich dniach sporo mówi się o waszej nieobecności podczas poniedziałkowego finału IMP w Krośnie. Co się stało, że nie mogliście zdążyć na te zawody?
Mirosław Cierniak: Stało się to, że nie przewidzieliśmy, że niedzielne zawody w Cardiff będą się tak mocno przeciągać. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby pojechać ten finał w Krośnie, ale po prostu fakty są takie, a nie inne. Nie byliśmy w stanie w komplecie dojechać na stadion. Nikt też nie wyszedł do nas z propozycją, nie mieliśmy takiej informacji, że ten finał dałoby się przesunąć na nieco później.
To ile czasu tak naprawdę wam brakło?
Godzinę. Zabrakło nam godziny, żeby pojawić się w Krośnie.
Sporo osób zarzuca wam, że źle zaplanowaliście to logistycznie. Podają przykład, że komentujący zawody w Cardiff Rafał Lewicki przyleciał do Polski samolotem i pojawił się w Krośnie na czas. Nie dało się?
No to Mateusz też poleciał samolotem. Był w Krakowie i czekał na nas. Ja i Paweł Baran robiliśmy, co tylko było w naszej mocy, żeby być na tym turnieju. Po Cardiff spakowaliśmy się i bez nawet kąpieli, czy jedzenia ruszyliśmy w drogę. Wykupiliśmy karnet ATA na przewóz sprzętu, żeby usprawnić odprawę i kontrolę w Wielkiej Brytanii. Ja jechałem jeszcze z opaskami na rękach (upoważniające do przebywania w parku maszyn przyp. red.), co nawet jest na zdjęciach. Po drodze pojawiły się korki, SGP2 skończyło z dużym opóźnieniem i wyszło jak wyszło. Możemy tylko przeprosić kibiców i organizatorów, że tak się stało.
(dalsza część tekstu znajduje się pod reklamą)
Sporo osób zastanawia się, czy w takim planowaniu nie można wziąć pod uwagę innych motocykli, które można było podstawić na finał IMP?
Dlaczego tylko motocykle? Przecież jeszcze trzeba drugi komplet kasków, drugi komplet narzędzi, zębatek i jeszcze mechaników też jakichś pasowałoby mieć. W zawodach takiej rangi nie jedzie się po to, żeby je odjechać i zaliczyć. Zarówno do Cardiff jak i do Krosna chcieliśmy zabrać najlepszy sprzęt. Mateuszowi bardzo zależało na występie w Krośnie. Wszystkim nam bardzo zależało. To nie jest przypadek, że i my, i team Jakuba Miśkowiaka tam nie wystąpił. Dostanie się tam i wzięcie na poważnie udziału w finale IMP w Krośnie było niemożliwe przy okolicznościach, o których ci powiedziałem wcześniej.
Była obawa o zapisy regulaminowe i potencjalnych karach, które gdzieś tam z nich wynikają?
W momencie gdy pan Fiałkowski do nas zadzwonił i poprosił o screeny potwierdzające naszą lokalizację wiedzieliśmy, że po coś są mu one potrzebne. Tu jednak zdroworozsądkowo wszystko zadziałało. Mieliśmy nadzieję na zrozumienie sytuacji.
Czyli nie ma mowy o odpuszczeniu tego turnieju?
Bardzo chcieliśmy pojechać w tym finale. Nie zdążyliśmy i bardzo z tego powodu jest nam przykro. Jeszcze raz mogę tylko przeprosić wszystkich, że zawiedliśmy. Mam nadzieję, że ta sytuacja pozwoli nam wszystkim wyciągnąć wnioski, żeby w przyszłości nie było podobnych zdarzeń.
No to pomówmy o czymś milszym. Jak się czuje tata lidera mistrzowskiego cyklu SGP2?
Za bardzo to jeszcze nie chcę o tym mówić. Czeka nas sporo pracy i jak już zakończymy ten trzeci turniej to będę mógł coś więcej powiedzieć. My musimy pozostać skupieni bardzo mocno. My cały czas jesteśmy w rozjazdach, z zawodów na zawody. Na każdym starcie nam mocno zależy, bo Mateusz cały czas chce się rozwijać.
A ciężko było się spasować do tego toru w Cardiff? Co było kluczem do sukcesu?
To rzeczywiście nie było łatwe, ale spora tu zasługa samego Mateusza, który na własną rękę zorganizował sobie wejście do parku maszyn w sobotę podczas rundy Grand Prix i podglądał, dopytywał o ustawienia zarówno Patryka Dudka, jak i Bartka Zmarzlika, czy Mikkela Michelsena. Sam wypracował sobie pewną powiedzmy przewagę, którą wykorzystał w niedzielę. Wydaje mi się, że szło mu bardzo dobrze. W czterech seriach miał cztery zwycięstwa. Gdy startował w ostatniej serii też był na prowadzeniu, ale sędzia z niewiadomych przyczyn przerwał bieg. Nawet trener Rafał Dobrucki dopytywał dlaczego taka decyzja sędziego, ale nikt nie potrafił odpowiedzieć. A powtórki rządzą się swoimi prawami.
fot. Marcin Karczewski / speedwayekstraliga.pl