FOGO UNIA Leszno, na zakończenie rundy zasadniczej PGE Ekstraligi, przegrała w Krośnie z CELLFAST WILKAMI 43:47. Na trudnym i wymagającym torze niektórzy z podopiecznych Piotra Barona woleli odpuścić rywalizację po kilku biegach. W ich miejsce pojawiali się leszczyńscy juniorzy. Jednym z takich zawodników był Janusz Kołodziej, który po meczu wytłumaczył swoją postawę, choć zaznaczył, że to dla niego nie były łatwe chwile. – Normalny człowiek może tego nie zrozumie, ale jak codziennie wstajesz przez dwa miesiące i czujesz ból ogromny, zmagasz się z nim dzień i noc, a zaraz może to wrócić albo ty nie wrócisz na motocykl w ogóle – powiedział lider wielokrotnych mistrzów Polski.
Rafał Martuszewski: Co się stało w Krośnie, że musiałeś spasować? Troska o zdrowie przed bardzo ważnym meczem w play-off?
Janusz Kołodziej (FOGO UNIA Leszno): ja sobie nie poradziłem. Mam na tyle motocykle „sklejone”, że mi było ciężko rywalizować. Nie chciałem zrobić nikomu krzywdy, a sam wyszedłem niedawno spod jednej i drugiej kontuzji. Nie jestem najmłodszy, pewne bóle mi się pojawiają, gdyż miałem już tych kontuzji multum. Nie dawałem rady na tym torze, nie radziłem sobie, więc poprosiłem trenera, że jeśli może ktoś inny za mnie jechać, to żeby pojechali chłopaki. Zresztą ci, którzy niedawno byli kontuzjowani też zrezygnowali z jazdy. Normalny człowiek może tego nie zrozumie, ale jak codziennie wstajesz przez dwa miesiące i czujesz ból ogromny, zmagasz się z nim dzień i noc, to zaraz może to wrócić albo ty nie wrócisz na motocykl w ogóle. Ja nie chce skończyć swojej kariery, tylko chcę jeszcze jeździć w różnych zawodach, dlatego teraz nie pojechałem.
Rozumiem, że ciągną się skutki tej ostatniej kontuzji, czy to jeszcze może głębsza sprawa?
Wiesz, jak masz w swoim życiu może sto kontuzji, to coś się musi odzywać. To jest normalne. Niektórzy raz w życiu sobie coś złamali i mają problem, jak pogoda się zmienia. W moim przypadku jest tego dużo. Ja to chyba mam więcej kości złamanych, niż niezłamanych. W przypadku moich żeber, to ciężko było określić, czy to świeże złamanie, czy stare. Stwierdzono, że jest stare, po czym straciłem tydzień, żeby się doleczyć. Ten rok jest dla mnie taki przewrotny, niełatwy. Cieszę się po prostu, że jestem zdrowy i mogę jeździć dalej.
Znasz się trochę na torach i tej robocie. Czy ten tor w Krośnie jest według ciebie całkowicie do wymiany? Co z nim jest nie tak?
To jest tak, że ta nawierzchnia kilka lat wstecz została zmieniona. Nie byłem przy tym, ale ten tor jest wielki, kosz jest bardzo duży. Teraz wiadomo, jest PGE Ekstraliga tutaj, ale ten tor już wcześniej zaczęło się wymieniać. Ona nie jest z prawdziwego zdarzenia, tak mi się wydaje. Odnoszę wrażenie, że kamyki są zbyt grube, a nawierzchnia po prostu nie miesza się z tym. Normalnie musisz mieć drobny kamyczek, to się wtedy miesza fajnie, a całość ma ręce i nogi. W tym przypadku mamy albo nawierzchnię, albo kamyki. Te warstwy się oddzielają od siebie i dlatego ten tor jest ciężki do przygotowania. W tym roku pewnie jeszcze były te przygotowania na szybko, remont łuku, itp. Widzimy, że tu jest albo beton, albo po prostu corrida.
W niedzielę mecz z BETARD SPARTĄ Wrocław. Uda wam się powtórzyć wynik z rundy zasadniczej?
Nie wiem szczerze. Na razie cieszę się, że żyję i że skończyłem te zawody. Dopiero będę myślał, co dalej. To wydarzenie dla mnie psychicznie też jest bardzo ciężkie. Czuję to na każdym kroku.
fot. Ewelina Włoch-Wrońska
Zobacz też: