W ostatnich dniach na Ukrainie można obserwować rekordowy bilans zakażeń koronawirusem. Tamtejsi zawodnicy i sympatycy jednak zaciskają zęby i walczą ze wszystkim napotkanymi trudnościami. – Sytuacja jest bardzo skomplikowana, ale rozwój dyscypliny nie jest spowolniony – przekonuje Marko Lewiszyn.
Marko Lewiszyn w zeszłorocznym wywiadzie optymistycznie opowiadał o rozwoju żużla w swoim rodzimym kraju na skutek działań podjętych przez Sergieja Gołownię. Jak twierdził, jeszcze 5 lat temu wszystko było zamknięte, a teraz tamtejsi zawodnicy mają do dyspozycji tor w Czerwonogradzie oraz w Równem. Niestety nikt z nas się nie spodziewał, że 2020 rok przyniesie ogólnoświatowy kryzys, który odbije się na krajach, gdzie żużel jest sportem niszowym. – Sytuacja na Ukrainie rzeczywiście jest bardzo trudna. Najgorzej jest na przejściach granicznych, gdzie musimy robić testy, przez które nie zawsze nas chcą wpuszczać. Oprócz tego, zawody są rzadko organizowane, więc prawie w ogóle nie trenujemy.
Ukraińscy żużlowcy z pewnością dużo by dali za to, by móc przejechać choć w połowie tyle meczów co ligowi zawodnicy w Polsce. Aczkolwiek napotkane komplikacje nie zniechęcają ich i wydawać by się mogło, że stają się coraz bardziej uodpornieni na rzucane im kłody pod nogi. – Rozwój tutejszego żużla wbrew pozorom nie jest spowolniony. W czerwcu, kiedy sytuacja z wirusem była lepsza, dorośli i dzieci zaczęli trenować. Co więcej, nasi zawodnicy brali udział w mistrzostwach Europy w Czechach – mówi Lewiszyn.
Dużą rolę tutaj odegrało zaangażowanie organizatorów, którzy pomagają ukraińskim rajderom w kwestiach logistycznych. – Wziąłem udział w czterech spotkaniach za granicą, ponieważ udało mi się umówić z organizatorami. Ponadto byłem uczestnikiem półfinałów mistrzostw Europy juniorów.
Na szczęście w przeciwieństwie do reszty bohaterów cyklu, Marko przekonał się o tym, że nie tylko prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, ale i… darczyńców. – Mam kilku sponsorów oraz wsparcie rówieńskiego klubu. Wszyscy dalej mi pomagają nie zwracając uwagi na sytuację z koronawirusem. Mamy jednak nadzieję że ta pandemia w końcu się skończy i życie wraz z żużlem wrócą do normalności – podkreśla Ukrainiec.
Zwykła, bezpieczna codzienność jest natomiast niezbędna do zrealizowania ambitnych planów nie tylko speedwayowego środowiska na Ukrainie, ale przede wszystkim żużlowców. – W 2020 roku planowałem jeździć w polskiej lidze, a także uczestniczyć w wielu zawodach, dlatego że jak wiadomo jest to nieodłączna cześć sukcesu w tej dyscyplinie.
Kilka miesięcy temu w kuluarach mówiło się o możliwym powrocie rówieńskiego klubu do polskiej ligi w przyszłości, a nawet o planowanej współpracy trenera Stanisława Chomskiego z ukraińską młodzieżą. Zobaczymy czy te plany się spełnią i czy już w przyszłym roku będziemy mogli oglądać reprezentację naszych sąsiadów na okolicznych torach.
fot. FIM Europe