Z początku ten tekst miał być nieco inny. Zważając na to, że faul Rohana Tungate’a zaraz po jego zdarzeniu wywołał burzę w social mediach i w nieporównywalnych proporcjach internetowy sąd wydał wyrok skazujący za „brutalne” zachowanie Australijczyka chciałem stanąć w jego obronie. Rozłożyć sytuację na czynniki pierwsze i spróbować polemizować. Na szczęście to jednak zrobili już inni, którzy o żużlu mogą mówić dniami i nocami, a przede wszystkim sami czynnie uczestniczą w tej zabawie.

W pierwszej chwili po tym nieszczęsnym  – głównie dla Unii Tarnów – zdarzeniu miałem zupełnie inny niż większość widzów ogląd na wspomnianą sytuację i starając się być obiektywny zupełnie nie dopuszczałem do siebie celowości w akcji zawodnika gości. Tym bardziej, że Tungate z ostrej jazdy specjalnie nie słynie, a i na torze w Bydgoszczy tego dnia był po prostu szybki i trochę tych punktów uciułał. Jestem przekonany, że ten faul (nieumyślny, ale jednak faul) był zupełnie przypadkowym wynikiem zdarzenia torowego i próby uniknięcia kolizji, kontuzji, wreszcie utrzymania motocykla w ryzach. Czerwona kartka to w moim odczuciu zbyt duża i niesłuszna kara, choć zgadzam się z głosami, które sugerują, że sędziowie raczej niechętnie korzystają z tego narzędzia.

Przechodząc do sedna. W poniedziałkowy wieczór obserwowałem kanapowy sąd nad Tungatem. Patrzyłem jak dwie frakcje, niczym politykierzy w sejmie próbują perswadować swój osąd wydany z odległości kilkuset kilometrów od stadionu w Bydgoszczy. I rzeczywiście, twitter się gotował.

Żyjemy w erze social mediów i wszechobecnego dostępu do centrum sportowego świata, w którym to świecie można w łatwy sposób, za pomocą jednego kliknięcia oskarżyć kogoś o brutalność, zmieszać z błotem, czy wytykać środową kanapkę z KFC (ostatnio jadłem i rzeczywiście była średnia). Możemy przecież oznaczyć niemal każdego sportowca i nastukać mu kilka inwektyw popijając piwko przy komputerze. Nie, oczywiście, że nie urwałem się z choinki, bo te czasy są z nami od dawien dawna. Ba, nawet chętnie stanę w pierwszym rzędzie do krytyki, czy komentowania postawy sportowej u poszczególnych zawodników, bo to zdecydowanie rola kibiców, dziennikarzy i wszystkich, którzy na ten sport łożą swoje, często ciężko zarobione pieniądze. Jak ktoś pojechał słabo, to trzeba napisać, że pojechał słabo. Jak ktoś zawodzi to trzeba wytknąć, że zawodzi i musi się wziąć do pracy. Konsternuje mnie coś innego. Przeraża mnie skala zjawiska wchodzenia w brudnych buciorach w prywatną sferę zawodników i totalny brak empatii, czy zwykłego zrozumienia, że pod kaskiem siedzi człowiek i naprawdę on też potrafi odczuwać emocje. Serio.

W przypadku Rohana Tungate’a do aż takiej fali bluzgów na szczęście nie doszło, ale twitter zaroił się od ekspertów przekonanych o winie i nieposkromionej brutalności zawodnika, nie wiedząc, co w tej chwili myślał sam zainteresowany. W kilka sekund po upadku Andreasa Lyagera. Telefony poszły w dłoń, hashtag wpisany – wyrok wydany. Sędziemu też się oberwało za niekonsekwencję przy dwóch innych zdarzeniach. A czy w sytuacji z czerwoną kartką miał rację? Musiał podjąć decyzję, podjął taką, w moim odczuciu zbyt surową. Jedziemy dalej.

***

Na koniec dwa słowa o Unii. Tarnowski team Tomasza Proszowskiego jest na dnie eWinner 1. Ligi Żużlowej. Trzy porażki muszą niepokoić i irytować fanów, ale ciężko przychodzi mi już teraz pisać o nieuchronnym spadku do 2. ligi, co niektórzy sympatycy Unii już wywnioskowali. To, że w klubie jest finansowo „średnio” nie znaczy, że ten zespół sportowo się nie wybroni. Odnoszę dziwne wrażenie, że gdyby Unia w Łodzi i Bydgoszczy jechała w pełnym składzie i bez czerwieni mogłaby z obu tych wyjazdów przywieźć ligowe punkty. To oczywiste gdybanie, ale ten zespół nie wygląda źle, lecz ma niesamowitego pecha. Problem w tym, że pecha na niejako własne życzenie.

PS. Stało się. Możliwość pisania na łamach pobandzie.com.pl to dla mnie spore wyróżnienie. Dzięki, pozdrawiam, kłaniam się nisko i zapraszam do lektury. 🤟

fot. Janusz Tokarski

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie