Bill Shankly, architekt największych sukcesów piłkarskiego Liverpoolu FC rzucił niegdyś hasłem, które przeszło do historii sportowych porzekadeł. „Jesteś dobry jak twój ostatni mecz” pasuje niemal do każdego rodzaju rywalizacji, więc czemu by nie użyć go właśnie w żużlu, gdzie w miniony weekend obserwowaliśmy przynajmniej jeden spektakularny powrót na wysokie obroty.

Wiktor Lampart zaliczył jedną z największych wpadek na inaugurację PGE Ekstraligi i – jak najbardziej słusznie – został przez dziennikarzy i kibiców (a przecież łaska kibica na pstrym koniu jeździ) wskazany palcem jako spore rozczarowanie tamtej rundy. Słaby Koszmarny występ w Gorzowie dał podstawy by sądzić, że ten niezwykle utalentowany chłopak, podobnie jak przed rokiem nie zrobi postępu, sportowego kroku ku lepszemu i zdominowania juniorskiej części żużlowej elity. Tak było. Tydzień później wszyscy (i ja też) subtelnie dostaliśmy od Wiktora przysłowiowego liścia w twarz. Nawet nie wiecie jak się z niego ucieszyłem.

Piękny to był powrót. Wiktor Lampart wyglądał w piątek i niedzielę jak Dr Jekyll po spożyciu magicznego eliksiru, zmieniającego go w szaleńczego Mr Hyde’a. I rzeczywiście, na lubelskim torze wychowanek rzeszowskiej Stali fruwał, gryzł, walczył, a ręce same składały się do oklasków i nawet plany o wydaleniu go ze składu w grze Eliga Manager należało szybko wyrzucić do kosza. 18 punktów w dwóch spotkaniach robi ogromne wrażenie. Żeby nie być gołosłownym nie tylko ja byłem zaskoczony in plus (!) postawą Wiktora. Mój bardzo dobry kolega, redaktor Konrad Marzec też przecież po pierwszej kolejce wrzucił tego zawodnika do worka z największymi rozczarowaniami tamtej serii spotkań, a potem musiał z estymą pokiwać głową w stronę telewizora.

– Z przyjemnością będę chwalił, gdy będzie ku temu okazja. Czy podtrzymuję, że Wiktor zasłużył na rózgę za 0 punktów? Oczywiście. Czy przyznaję, że teraz zasłużył na burzę braw? Jak najbardziej. Takie życie sportowca. Musi się zmierzyć zarówno z krytyką jak i pompowaniem balonika. Mam nadzieję, że kolejne tygodnie upłyną pod znakiem pochwał dla utalentowanego zawodnika. Jacek Ziółkowski mówił mi, że problem tkwił w sprzęcie i na razie wygląda na to, że nie zmyślał

– mówi red. Marzec, który tym razem Wiktorowi przyznał tytuł „młodego gniewnego weekendu”.

W piątek Motor Lublin wybiera się do Zielonej Góry. Drugi mecz na wyjeździe to będzie weryfikator formy Wiktora Lamparta. I nawet jeśli nie będzie to tak spektakularny jak ostatnio wynik, lubelscy fani o formę swojego młodzieżowca już teraz mogą być spokojni. Sezon jest długi, a wszystko wskazuje na to, że sam Wiktor dogadał się ze sprzętem i samym sobą. Zakładam, że nie jest to efekt dziennikarskiej krytyki z początku sezony, ale gdyby jednak… To być może powinniśmy coś napisać o Krzysztofie Buczkowskim. 🤭

Wiemy jednak jaki to jest ambitny sportowiec, który ma w sobie ogromne pokłady pokory. Mam wrażenie, że czas zrobi tutaj robotę i Buczek jednak odpali lada moment.

***

W Krośnie mam wielu znajomych. Jednym z nich jest Mariusz, zaprawiony w bojach motocyklista, który kiedyś nawet chciał próbować swoich sił w żużlu, ale koniec końców – jak w przypadku wielu chętnych chłopaków na przeszkodzie stanęła zgoda obojga rodziców. Jako długoletni kibic krośnieńskiego żużla po awansie Celfast Wilków do eWinner 1. Ligi Żużlowej Mariusz, jak i całe Krosno był w ekstazie. Trudno się dziwić, bo to, co zeszłoroczny zespół Janusza Ślączki wyprawiał na drugoligowych torach nie mogło nie napawać optymizmem także po wywalczeniu awansu. Jednak po ogłoszeniu przeprowadzonych transferów zadzwonił do mnie i stwierdził, że ten skład jest za stary i po prostu będzie ciężko. Próbowałem przekonywać, że jak na warunki pierwszoligowe skład z Peterem Ljungiem, Andrzejem Lebedevem, Danielem Jeleniewskim, czy Mateuszem Szczepaniakiem wcale nie jest zły i Wilki niejednego pogryzą. – Nie, mówię Ci, że to jest za stary skład – stwierdził. Jak można się domyślić po meczu w Rybniku telefon znowu zadzwonił. – No! Mówiłem Ci, że to nie wypali! – przekonywał nieprzekonanego ciągle Martuszewskiego, dodając jednocześnie, że trzeba po tego Musielaka dzwonić już!

Wilki rzeczywiście zadziałały błyskawicznie. Odniosłem nawet wrażenie pewnego działania w afekcie, amoku i panice, ale przecież zakładamy, że bogatemu nikt zabronić pieniędzy nie może, a sportowo ten zespół w Ostrowie obronił się znakomicie, zaskakując nie tyle wygraną, co odrobieniem tej potężnej straty (9:21 po 5. biegach). Przyglądam się im z podziwem i ciekawością. Co dalej? Na co jeszcze będzie stać krośnieńską bojową ekipę? Czy w szufladzie prezesa Leśniaka jest gdzieś plan i harmonogram podboju żużlowej elity? Czekamy.

fot. Przemysław Gąbka / speedwayekstraliga.pl

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie