Pamiętacie tego gościa z Australii, który w 2012 nie bał się wsadzić głowy tam, gdzie inni boją się wsadzić kija? Bujna czuprynka, wieczny uśmiech na twarzy, szaleństwo na torze i tytuł najlepszego na świecie. Tak było. Dziś o Chrisie Holderze fantazjują już tylko nieliczne fanki, a sam jest cieniem tamtego zawodnika. Zaczynają się też dyskusje na temat przyszłości jego żużlowej kariery…

Kiedy w 2008 roku przychodził z Wrocławia do ówczesnego Unibaxu każdy kibic spoza miasta Kopernika zazdrościł im tego transferu. Młody chłopak z papierami na długoletnią kosmiczną karierę. Kto by go nie chciał? Wszystko szło zgodnie z planem, nawet tytuł IMŚ w garści 25-letniego Holdera był ewenementem w historii Grand Prix (później ten wyczyn przebił 23-letni Tai Woffinden). To tylko napędziło walecznego kangura, który rok później szalał w SGP wraz ze swoim kumplem.

Nikt w Toruniu nie przypuszczał, że era Holdera minie tak szybko. Ok, to dość odważna teza, bo ludzie z otoczenia żużlowca twierdzą, że obecne problemy to zwyczajna udręka sprzętowa. Powiedzmy, taka żużlowa choroba, która co jakiś czas dopada każdego w tej dyscyplinie. Ci bardziej sceptyczni doszukują się jednak drugiego dna i obwieszczają rychły koniec jego kariery. Scenariusz, w którym były Indywidualny Mistrz Świata rezygnuje z dalszej przygody z żużlem i na przykład skupia się na pracy w warsztacie swojego utalentowanego brata przetacza się przez fora internetowe. Że mało realny? O rankingu FIFA też tak mówią.

Psuć zaczęło się po przykrej kontuzji Darcy’ego Warda w 2015 roku. Przyjaciel na wózku – widok, który zawsze daje do myślenia. Zaczynasz dumać o życiu i zdrowiu. Normalna rzecz. Mimo tego, sezon 2016 przejechał w PGE Ekstralidze z całkiem niezłą średnią 2,132, Grand Prix skończył tuż za pudłem. Ale już wtedy zaczęto spekulować. Dziś mamy apogeum tych spekulacji podpartych faktami. Chris Holder to aktualnie 33. zawodnik w klasyfikacji najskuteczniejszych w całej ekstralidze. W jego jeździe widać sporą asekurację i kalkulację. Co więcej, sam nie tak dawno stwierdził, że żużel już go nie cieszy, a jedyną motywacją są wyłącznie pieniądze. Chyba nie ma większej udręki jeśli wstajesz o 6 rano do roboty tylko z powodu kasy. Holder nie zarobi jej już w Anglii, bo tam za strajk w jednym z meczów zbanowano go do kwietnia przyszłego roku. Australijczyk gaśnie w oczach i każdym kolejnym występem potwierdza, że ten sport już go nie bawi.

Kampania 2017 niedługo się skończy. Get Well Toruń prawdopodobnie uniknie spadku kosztem zminusowanego za nie swoje błędy ROW-u, a działacze będą snuć plany na kolejny rok. Nie wiem czy znajdzie się w nich Holder i być może sam zawodnik nie wie co wydarzy się za kilka miesięcy. Jego zdrowie, jego kariera i jego decyzje. Nie mniej jednak, 30 lat to zdecydowanie za wcześnie na sportową emeryturę. Magia nazwiska Holder i przypięta metka byłego mistrza świata powinna wystarczyć by znaleźć spokojne zatrudnienie w ekstralidze. Skoro szukający formy od dekady Andreas Jonsson daje radę, to tym bardziej poradzi sobie Chris Holder. Fakt, zatrudnienie Australijczyka będzie niczym gra na giełdzie, ale prawdopodobnie warto będzie zaryzykować i zainwestować. Cena powinna być sporo niższa, a potencjał ciągle ogromny. Tym bardziej, że zmiana otoczenia to być może jedyne słuszne rozwiązanie dla samego zainteresowanego.

fot.: Janusz Tokarski

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie