Koniec z treningami w starych, podartych i nieaktualnych wizerunkowo szatach. W tym roku kluby PGE Ekstraligi działają według nowych wytycznych. W relacjach z pierwszych kółek często (ale nie zawsze) żużlowcy przyodziani są w klubowe plastrony. To zmiana czysto wizerunkowa. 

Jeszcze w ubiegłym roku zdarzało się, że poszczególni żużlowcy nie zdołali odebrać od zaprzyjaźnionych szwaczek nowego kewlaru, więc do treningów przystępowali właściwie w czym popadnie. Najczęściej były to wdzianka z zeszłego sezonu, w barwach poprzedniego klubu, albo nawet te niepierwszej jakości, wyciągnięte z garażowej szafy, wszak to przecież ciągle tylko trening.

W erze mediów społecznościowych takie praktyki już nie przejdą. Zdjęcia z torowych szaleństw obiegają cały żużlowy świat w kilka minut po ich wypuszczeniu do sieci, a portale sportowe korzystają z tych materiałów na potrzeby własnych treści. Wystarczy przypomnieć sobie Tomka Golloba po transferze do Grudziądza jeżdżącego w barwach Unibaxu, czy Artura Mroczkę szalejącego w Tarnowie w kewlarze Stali Gorzów. Wizerunek przede wszystkim. A chodzi tu przecież o ważnych dla tego sportu sponsorów, którzy chcieliby, aby ich pieniądze przynosiły efekt od samego początku. Stąd pomysł i jednocześnie wymóg, aby żużlowcy, którzy jeszcze nie odebrali swojej nowej klubowej skóry założyli plastron.

Jak zauważył jeden z moich znajomych to kolejny krok w kierunku profesjonalizmu, zupełnie jak w przypadku futbolu. Nikt nie wyobraża sobie, że Robert Lewandowski po transferze do Bayernu na treningu mógłby paradować  w… stroju Borussii. Absurd.

fot. Unia Tarnów

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie