Znacie tę frazę? Znacie, bo jest ona oklepana jak Passat sprowadzony zza zachodniej granicy. Do rzeczy pewnych i jasnych jak słońce dochodzi Fogo Unia Leszno, która po raz trzeci z rzędu może zostać DMP na żużlu. Płaczący Niemiec od Passata też się znajdzie, wszak Martin Smolinski i jego Falubaz ulegli potężnie zmotywowanej Sparcie. Finał Déjà vu.

Unia Leszno jest jak stała w równaniu matematycznym z jedną niewiadomą, która zmienia się przynajmniej raz na rok. W wyniku całosezonowych przekształceń otrzymaliśmy wynik x = Sparta. Dokładnie tak, jak to miało miejsce w 2017 roku, kiedy leszczynianie wygrali finałowy dwumecz ośmioma punktami. Wtedy pierwszy mecz rozegrano w Lesznie, a gospodarze wygrali 49:41, co było osiągalnym wynikiem dla gości. W rewanżu padł jednak remis i złoto trafiło do krainy Byków.

Od tego czasu żyjemy w erze Unii Leszno. Nic się nie zmienia, choć pojawiają się głosy, że tym razem Betard Sparta da radę i odmieni oblicze PGE Ekstraligi sportowo zawłaszczonej przez ekipę Piotra Barona. I nie zrozumcie mnie źle, to jak najbardziej zdrowe zagarnięcie, z prawidłową ideą rywalizacji. Tylko nudne, jak wiekowe dominacje Bayernu w Bundeslidze, Celticu w Szkocji, czy Tomasza Karolaka w polskim kinie. Powiew świeżości dla kibiców z innych ośrodków mile widziany, ale niech zawsze decyduje sport.

Jak dla mnie, Sparta zaskakująco wysoko wygrała drugi półfinał. Wydawało się, że Falubaz nie jest aż tak słaby, żeby na Olimpijskim nie zbliżyć się do granicy 40-stu punktów. Nie wygrać, ale się zbliżyć. Redaktor Grzegorz Drozd pokusił się o tezę, że zespół prowadzony przez Dariusza Śledzia jest jedynym, który może zatrzymać Fogo Unię i ja się do tej opinii przychylam, choć pamiętamy jaką wartość dla Falubazu stanowił Nicki Pedersen. Wtedy te dwie drużyny można rozpatrywać w kategoriach „porównywalne”. Sparta rosła przez ten sezon, a jej zawodnicy doprowadzali swoje formy do optimum na czas play-off. Wrócił mega szybki Woffinden, w Zielonej Górze straszył Milik, a jak as z rękawa wyskakuje od czasu do czasu Gleb Czugunow, który łata dziury, jeśli nawet Kubie Jamrogowi powinie się noga. Kibice Sparty – jest szansa! 😃

A jeśli się nie uda? To też całkiem fajnie, bo klub z Leszna jest dla mnie wzorem do naśladowania. Ba, nawet nie tyle sam klub, co całe nieco ponad 60-tysięczne miasto, które żyje żużlem na okrągło, przez 24 godziny na dobę i z prezydentem, który w social mediach jest jednym z większych głosicieli prawdy objawionej. Tej o Bykach rzecz jasna. To wszystko tworzy niesamowity klimat wokół i dla żużla w Lesznie. Motorowe perpetum mobile, samonapędzająca się machina z prawidłowo prowadzonym utrzymaniem ruchu.

Czekam na ten finał z wypiekami na twarzy i skrzynką piwa w spiżarni. Liczę na 30 biegów zaciętej rywalizacji, choć gdzieś w głowie rodzi się przekonanie, że pierwszy mecz już rozstrzygnie nam losy tej złotej batalii. Ale – jak mawia Sergiusz Ryczel – niech się tną!

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie