Fredrik Lindgren, Bartosz Smektała, czy wreszcie Leon Madsen to nie są żużlowcy, którzy zapomnieli jak na najwyższym poziomie ścigać się na żużlu. A jednak ich dyspozycja, jak również rozmiar niedzielnej porażki z Betard Spartą Wrocław zadziwia i daje wiele do myślenia. Sporo w tej kwestii podczas studia w Częstochowie miał były trener zespołu spod Jasnej Góry Marek Cieślak, który od czasu do czasu musiał nawet gryźć się w język.

Eltrox Włókniarz przegrał mecz, który bardzo chciał wygrać. Betard Sparta przyjechała przecież na Olsztyńską bez Taia Woffindena, ale ekipie Dariusza Śledzia w ogóle ten fakt nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, zastępstwo zawodnika zostało spożytkowane rewelacyjnie i finalnie dało 10 punktów w czterech biegach. Sama wygrana gości nie byłaby szczególnym wydarzeniem, gdyby nie fakt, że żużlowcy Piotra Świderskiego, a szczególnie liderzy zespołu wyglądali mizernie. I właśnie o tym kilka słów.

Weźmy takiego asa jak Lindgren. U progu sezonu sporo pisało się o problemach sprzętowych Szweda, które to miały ponoć rzutować na jego dyspozycję w trakcie trwającej kampanii i być niejako wyznacznikiem na kolejne mecze. Ok. Jeśli zmartwieniem Lindgrena były kwestie żużlowego ekwipunku, to bardzo szybko dał nam znać, że wszystko jest poukładane (13 punktów w meczu z Marwis.pl Falubazem Zielona Góra). Z kolei Leon Madsen, który początek rozgrywek miał wyborny w niedzielę w ogóle nie istniał. Mógł nie trafić ze sprzętem? Jak najbardziej, jednak trudno sobie przypomnieć równie słaby wynik Duńczyka przy Olsztyńskiej w ostatnim czasie. Do wczoraj miałem wrażenie, że problem z dopasowaniem i zmianą otoczenia mają Kacper Woryna, czy mający jedynie przebłyski „Smyka” z 2020 Bartosz Smektała. Dziś jednak, analizując mecz z wrocławianami na chłodno odnoszę wrażenie, że trudności Włókniarza leżą zupełnie gdzie indziej. Nikt z powyższej wymienionej czwórki nie zapomniał jak skutecznie jeździć w lewo, więc naturalnie pojawiają się pytania o atmosferę, trenera, relacje międzyludzkie w klubie, czy wreszcie finanse.

Marek Cieślak, który w szeroko komentowanych rok temu okolicznościach opuścił zespół z Częstochowy był w niedziele gościem Karoliny Wieszczyckiej w studiu meczowym nSport+. Dziennikarka próbowała dopytywać byłego trenera reprezentacji, rodowitego częstochowianina o bolączki Włókniarza, a Cieślak wyraźnie mający sporo do powiedzenia na początku musiał niejednokrotnie się hamować lub po prostu wycofywać się od odpowiedzi. A przecież dało się zauważyć, że utrapienia zespołu Świderskiego leżą na sercu Cieślakowi, że gdyby mógł pobiegłby do parku maszyn i niczym niewidoczny sufler w niegdysiejszym teatrze podpowiedział aktorom, co i gdzie należy zrobić, co poprawić, by żużlowe kwestie były wyraziste i nad wyraz skuteczne. Było też o kwestiach torowych, na których Marek Cieślak zjadł zęby, ale też które były genezą do zakończenia jego współpracy z Włókniarzem. Transmisje zakończyła przejmująca rozmowa obecnego trenera ROW-u z najlepszym zawodnikiem gospodarzy Jakubem Miśkowiakiem, która momentami przypominała przesłuchanie. Rozumiem emocje i rozgoryczenie, ale zwykły zjadacz chleba żużla mógł być lekko zniesmaczony, kiedy były trener drużyny kwestionuje sposób radzenia sobie z problemami (mowa była o naradzie i wyciąganiu wniosków) swojego następcy i już nie swoich podopiecznych. Jakie by one nie były.

To jednak nie zmienia faktu, że słuchając wylewnego już na koniec transmisji Cieślaka człowiek przytakiwał. Mnie jako kibica denerwuje ciągłe narzekanie na sprzęt (szczególnie jeśli narzeka zawodnik, który w garażu ma kilkanaście jednostek napędowych), na temperaturę, czy wiatr halny, który przecież dzień wcześniej na treningu nie wiał. Tor ma być atutem gospodarzy i to w ich interesie jest, by przygotować go w sposób jak najbardziej tajemniczy dla rywala. A jak rywal dobry, musisz tym bardziej się wykazać. Betard Sparta nie ćwiczyła przed meczem na żużlowym torze na Teneryfie, czy innym ciepłym kraju więc warunki jakie goście zastali w Częstochowie były dla nich takim samym zaskoczeniem. O ile były. Czy Piotr Świderski jest dobrym trenerem? Nie mogę oceniać tego jednoznacznie, choć czasami mam wrażenie, że to jeszcze za głęboka woda, że gdzieś na tej trenerskiej pływalni trzeba jeszcze poćwiczyć i nabrać pewności. Zarówno w taktycznym prowadzeniu zespołu, jak i – co wnioskuję po ostatnim wyniku – w przygotowaniu toru. Bez złośliwości. A może problemy sięgają jeszcze piętro wyżej?

Włókniarz nie stracił sezonu. Jeszcze może powalczyć i namieszać w PGE Ekstralidze. Coś jednak nie funkcjonuje w tym klubie tak jak powinno. Pacjenta trzeba zdiagnozować jak najszybciej, bo zespół na papierze jest bardzo dobrze skrojony i chyba jeszcze może namieszać.

***

Krótko o derbach, które dramaturgią sprawiły, że człowiek potrafił się nimi emocjonować. Na torze było słabiej, ale to pewnie znów kwestia pogody i fajerwerków odpalanych w lesie (tak, to sarkazm). Próbuję sam sobie udowodnić, że Moje Bermudy Stal Gorzów to zespół niekompletny, ale Zmarzlik i spółka cały czas wytrącają mi kolejne argumenty z rąk. Nie idzie w pierwszej serii? Szybkie korekty, narada, odprawiona – notabene – magia i wszystko gra. Falubaz, poza Patrykiem Dudkiem naprawdę został w lesie. I o ile dla Włókniarza gdzieś widzę jakieś szanse na poprawę, tak zielonogórzanie w mojej ocenie będą musieli zadowolić się ciężko wywalczonym (choć to banał) utrzymaniem.

fot. Grzegorz Misiak / speedwayekstraliga.pl

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie