Media żużlowe muszą czuć satysfakcję. Po ubiegłotygodniowych wybrykach z torem w Krośnie teraz weekend znów zapewnił solidną dawkę materiału do tworzenia treści. Kontrowersyjne wykluczenie Adriana Miedzińskiego, Taia Woffindena, czy wreszcie Patryka Dudka w Lesznie rozgrzały klawiatury dziennikarzy, a najbardziej kibiców. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich tych wydarzeń są decyzje sędziowskie, z którymi ostatnio mamy chyba problem. I chyba tylko w Krośnie odetchnęli z ulgą, że nie będą teraz na wokandzie.

Ameryki nie odkryję. Najbardziej szokującą opinię publiczną i jednocześnie najbardziej dyskusyjną była decyzja sędziego Krzysztofa Meyze, który w Lesznie przerwał bieg nr 13 po ostrym ataku Piotra Pawlickiego na Patryka Dudka. Zawodnik For Nature Solutions Apatora został wywieziony pod bandę, w efekcie mocno nim szarpnęło i po krótkiej, acz stanowczej gestykulacji sędzia Meyze przerwał ten bieg. I tutaj całe sedno sprawy. W pierwszym odruchu wiedziałem, że to była jedyna słuszna decyzja, taka, którą przecież niełatwo jest rozjemcom podejmować, bo w większości przypadków sędziowie czekają na upadek. Niejednokrotnie brakuje mi sędziowskich jaj, żeby właśnie przerwać i wykluczyć sprawcę nawet jeśli poszkodowany nie upadł na tor i nie zwija się z bólu. Tak właśnie było w tym przypadku. Cała żużlowa Polska (no może za wyjątkiem Leszna) była przekonana, że zaraz zapali się czerwona lampka…

W tym miejscu pozwolę sobie na subiektywną ocenę całej sytuacji. Telewizja zaserwowała stos powtórek, które w tym samym czasie na swoim monitorze oglądał Krzysztof Meyze. Na nich dość dobrze widać, że kontaktu między zawodnikami nie było, a atak – jak to wielokrotnie w żużlu bywało – był ostry, stanowczy, ale jednak w ocenie sędziego czysty. No więc co tu zrobić skoro bieg przerwany, winnego trzeba wskazać, a wskazanie na Piotra Pawlickiego będzie równie kontrowersyjne jak decyzja, którą zaraz sędzia i tak podejmie? Najlepiej powtórzyć w czterech, z jednoczesnym przyznaniem się do zagalopowania, błędu z przerwaniem biegu. Każdy w tej sytuacji wyszedłby pewnie z twarzą, choć oczywiście powtórka mogłaby zakończyć się również innym wynikiem niż teoretycznym zwycięstwem Roberta Lamberta, który notabene został chyba najbardziej tutaj pokrzywdzony. Wtedy też znalazłoby się grono osób niezadowolonych, więc to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że w sytuacjach spornych nie ma grupy ludzi w 100% usatysfakcjonowanych decyzją sędziego. A przecież tak łatwo pisze się opinie zza domowego biurka.

Kiedyś jeden z byłych żużlowców powiedział mi, że sędzia w trakcie meczu może wszystko. Były to czasy nieco chudszego niż dziś regulaminu, ale mimo wszystko zapamiętałem tę frazę. W Lesznie ta definicja sędziowania mogłaby się przydać, gdyby sędzia mógł z pełnym przekonaniem powtórzyć bieg w pełnej obsadzie wysyłając sygnał do wszystkich, że po obejrzeniu powtórek okazało się, że wydarzenia potoczyły się inaczej niż on sam ocenił patrząc na nie „na żywo”. Z jakiegoś powodu tego pan Krzysztof Meyze nie zrobił. Wykluczył Patryka Dudka, który jazdę kontynuował, hipotetycznie mógł gonić dalej swoich rywali, a Apator w najgorszym wypadku uzyskać remis, a nie dostać podwójnie w plecy. Słuszne więc są pytania o powód wykluczenia zawodnika gości* (choć sam w pierwszym odruchu uznałem, że arbiter podjął dobrą decyzję). Błąd sędziego, że przerwał, ale przerwał bo chciał Dudkowi umożliwić walkę o punkty po restarcie. Intencją sędziego było więc wykluczenie Pawlickiego, ale po obejrzeniu powtórek nie mógł tego zrobić. A gdyby mógł rzeczywiście wszystko?

Jeszcze inne spojrzenie na cały ten przypadek ma szef sędziów, pan Leszek Demski, który w magazynie PGE Ekstraligi dość stanowczo stwierdził, że bieg został przerwany prawidłowo i należało wykluczyć Piotra Pawlickiego za zbyt ostrą jazdę. – Ten bieg należało przerwać i sędzia to zrobił. (…) Natomiast to co stało się później, nie mogę się zgodzić z decyzją sędziego. Mimo, że kontaktu między zawodnikami nie było, mimo, że żużlowiec gości nie upadł. Podkreślam, że tego kontaktu nie musi być i zawodnik upaść również nie musi, aby bieg przerwać lub któregoś zawodnika wykluczyć. W tej sytuacji do wykluczenia był Pawlicki – powiedział Demski. Osobiście nie miałbym do takiej decyzji większych pretensji, ale budziłaby ona moje wątpliwości, jak w przyszłości oceniać kiedy jazda jest zbyt ostra, a kiedy jest ona efektem znakomitego wyszkolenia technicznego? Bartosz Zmarzlik w meczu #WROGOR kapitalnie wyprzedzał, bardzo często umiejętnie wywozi rywali pod bandę, korzystając przy tym ze swojej kapitalnej techniki. Co jeśli, któryś z arbitrów uzna, że pojechał za ostro? Ile razy w przeszłości powinniśmy zatem przerwać bieg i wykluczyć np. Nickiego Pedersena? No właśnie. Zgadzam się, że nie zawsze musi być kontakt, ale margines błędnej decyzji raczej dość mocno by się skurczył, a wielu żużlowców mogłoby to nawet wręcz wykorzystywać. Gdybanie.

***

Jeśli chodzi o pozostałe dwie, wymienione w pierwszym akapicie sytuacje to krótko stwierdzę, że Miedzińskiego bym nie wykluczał i powtórzył bieg w czwórkę. W przypadku akcji Woffindena i Hansena wykluczyłbym tego drugiego. Czyli dwa razy podjąłbym inną decyzję niż sędziowie. To tylko pokazuje, jak trudna jest to praca i pod jaką wielką presją pracują żużlowi arbitrzy. To oczywiście nie usprawiedliwia ich błędnych decyzji, ale czasami mam wrażenie, że my w tych przesadnie ostrych, wulgarnych wręcz opiniach przesadzamy. Krytyka? Jak najbardziej, ale gdzieś brakuje mi tego zrozumienia i chłodnej głowy w przypadku wylewania wiader pomyj na każdego. A sędziów moi drodzy nie ma zbyt wielu, wręcz „na styk” wypełnienia żużlowego kalendarza. Chętnych brakuje, a młodzi którzy są muszą jeszcze długo się uczyć (nie tylko regulaminu), nabierać doświadczenia, żeby móc radzić sobie z całą tą otoczką. Czy zatem potrzeba zmian w procesie doboru i rekrutacji? Z całą pewnością – tak. Do tego dodałbym ponowne rozpisanie i uproszczenie żużlowego regulaminu, a przynajmniej proponowałbym to rozważyć.

***

Przed piątkowymi meczami, po informacji o kontuzji Nickiego Pedersena dało się utonąć w opiniach, że PGE Ekstraliga to już nieciekawa, że trzeba czekać na play-offy i w ogóle po co to oglądać? A tu się okazuje, że każdy kolejny mecz budzi wiele emocji, także tych negatywnych. Jedni czują się oszukani, inni wręcz odetchnęli z ulgą. Łączy ich to, że walka o pozycje wyjściowe przed play-off jest całkiem na serio, a każdy kolejny mecz ma znaczenie. Na dziś, cel dla każdego zespołu jest taki, żeby przypadkiem nie trafić na lubelski Motor. A to już konkretna stawka. No więc jak to jest z tą atrakcyjnością?

PS. * – Luźna interpretacja: za wymuszenie przerwania biegu gestykulacjami, jakkolwiek absurdalnie to brzmi.

fot. Ewelina Włoch – Wrońska

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie