Nie umiem obojętnie przejść obok kwestii związanych z Chrisem Holderem. Jeden z najbardziej uzdolnionych Australijczyków walczy o powrót do najlepszych czasów. W ostatnich tygodniach wysyła pozytywne sygnały. Czy to już wyjście z łuku?
Nie da się nudzić zimą. I nie mówię tu tylko o poszukiwaniu alternatyw dla śledzenia czarnego sportu. Owszem, są skoki narciarskie, których fani w dużej mierze chyba zawiązali sojusz z żużlem. Nic dziwnego – gdy sezon jeżdżenia w kółko się kończy, rozpoczyna się czas skakania na nartach. Można wręcz powiedzieć głosem Krystyny Czubówny, że te dwie dyscypliny żyją w naturalnej koegzystencji.
Jednak nawet i w tym zimowym krajobrazie przychodzi jednak taki czas, gdy kibice czarnego sportu na chwilę przełączają odbiorniki z trybu zimowego na letni – odbywają się bowiem indywidualne mistrzostwa Australii. Zawody te są fantastycznym sposobem na zdobycie wiedzy na temat rozwoju dyscypliny w kraju Jasona Crumpa. A jest czego się uczyć. Tegoroczne zmagania to wysyp zdolnej młodzieży – obok znanych w Polsce Maxa Fricke’a, Jacka Holdera, Brady’ego Kurtza i Jaimona Lidsey’a, warto przyjrzeć się takim zawodnikom jak chociażby Jordon Stewart czy Ryan Douglas. Ci ostatni są jednak bardzo nierówni – kiedy myślisz, że mogą okazać się zaskoczeniem turnieju, nagle wpada im na konto śliwka, a zaraz potem jedno „oczko” i ich marzenia o finale szlag trafia. Cieszy jednak pojawienie się kolejnego pokolenia zdolnych adeptów żużla.
Środowisko żużlowe w Polsce zastanawia jednak inna kwestia – czy Chris Holder powrócił? 31-latek zmagał się z wieloma problemami osobistymi w ostatnich latach. Wpłynęły one znacząco na jego wyniki na torze.
Nie ukrywajmy – każda osoba przechodząca trudny okres w swoim życiu jest mistrzem w jednej dziedzinie – maskowaniu przeżyć i uczuć. Uśmiech na zewnątrz, żarty, śmieszki, wygłupy. Jestem pewny, że wśród każdego z nas jest kilka osób zmagających się z różnymi problemami, często osobistymi. Celowo nie używam tutaj terminu „depresja”, bo nieraz jest tak, że każdy detal ma znaczenie. To może być depresja, ale może być i słabszy dzień. Każdy ma też jednak i punkt zwrotny. Coś, co rzuca się w oczy – lepszy humor, inną postawę niż zazwyczaj, sukces. Coś się zmienia. Oczywiście jeśli podejmuje walkę.
Jak jest u starszego z braci Holder? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź na to pytanie, choć pozytywnych sygnałów od zawodnika Get Well w ostatnich tygodniach nie brakuje. Jego życie prywatne wydaje się być powoli odbudowywane, co z pewnością dodaje mu sił i chęci do walki o kolejne sukcesy. Silnym argumentem, który skłania mnie ku odpowiedzi „coraz lepiej” jest jego ostatni wywiad w Speedway Star. Chris sporo mówi w nim o tym, co przeszedł. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego na tej podstawie uważam, że jest progres? Sfera mentalna jest kluczowa, cokolwiek nie robimy. To ludzka głowa hamuje i napędza. Wierzę, że gdy człowiek wychodzi na prostą albo podejmuje o to walkę musi zamknąć ten mroczny etap swojego życia. W jaki sposób? Wyrzuceniem tego z siebie, taką publiczną spowiedzią. Przykładów jest mnóstwo – piłkarz Anthony Knockaert, szef TVP Sport Marek Szkolnikowski czy koszykarz Kevin Love.
Zatem jest nadzieja na dobry rok dla Chrisa Holdera. Oczywiście, wnioski wyciągane na przesłankach mogą być mylne, więc zalecam dystans. Tym razem jednak sam zawodnik daje do zrozumienia, że dzieje się coś pozytywnego w jego życiu. Kto wie, może zaskoczy wszystkich w tym sezonie? Jak na razie z toruńskich stron słychać głosy brzmiące podobne do tych z czerwonej części Liverpoolu. Głosy nadziei, że ten rok będzie rokiem Anioła. Anioła o kangurzej krwi. Nadzieje te zweryfikuje sezon. A to czy pozytywnie czy negatywnie nie umiem jednoznacznie stwierdzić. Pokuszę się wyłącznie o myśl, której staram się trzymać, choć często wątpię – po każdym łuku jest prosta.
fot. Róża Koźlikowska
[the_ad id=”1998″]