Być może będzie banałem stwierdzenie, że trwa walka o Drużynowe Mistrzostwo Polski. Wielu z Was pomyśli, że nawet na pewno. Mam inne odczucie, gdyż zerkając na niektóre ekipy PGE Ekstraligi mam wrażenie, iż postawiono na kult jednostki, a nie dobro ogółu.


Nigdy nie przepadałem za drużynami, które w mojej ocenia były „ekipami jednego zawodnika”. Wyjątkami były składy budzące mój patriotyzm. W piłce nie kibicowałem Argentynie z Messim czy Brazylii z Neymarem, nie jestem fanem nazywania ekip curlingowych od nazwiska skipa. Jak podaje słownik, drużyna to „zespół ludzi powołany w celu wykonania jakiegoś zadania”. Ciężko jest zatem znaleźć tu miejsce na kult jednostki. Może to nieco kłóci się z moim życiowym indywidualistycznym podejściem bez uogólnień, ale cóż… jeśli piłka nożna i curling to sporty drużynowe… wyjścia nie ma. I to samo tyczy się Ekstraligi – trwa wszak walka o tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Cieszę się zatem, że triumfują ekipy, które tworzą monolit.

Zwróćmy uwagę na składy, które obecnie znajdują się w najlepszej czwórce. Moim zdaniem właśnie te ekipy zobaczymy w play-offach. Z całym szacunkiem, ale próżno tu szukać innych, którzy zasłużyli bardziej. Fogo Unia Leszno to team, który kolejny przez rok dominuje w lidze. Światowej klasy juniorzy, świetnie zbilansowana postawa seniorów to klucz do sukcesu. Kiedy jeden z zawodników ma gorszy dzień, wskakuje drugi. Tak to powinno wyglądać. Podobnie sytuacja wygląda w Grudziądzu, choć tu brak klasowej młodzieży, ale mam wrażenie, że i na nią przyjdzie czas. Póki co wynik GKMu ciągną Ci bardziej doświadczeni – Artem Laguta, Przemysław Pawlicki i Kenneth Bjerre to pewniacy, natomiast Krzysztof Buczkowski i Antonio Lindbaeck to zawodnicy, którzy się „wymieniają” – gdy jeden zawodzi, drugi notuje lepszy wynik. Model, który występuje w tych dwóch drużynach sprawia, że ich postawa podoba mi się w tym roku najbardziej, a i ich fani z pewnością nie narzekają.

fot. Róża Koźlikowska

Drużyny. Nie jednostki. To hasło powinno świszczeć w uszach działaczom z Torunia i Gorzowa. Ekipy z tych miast nie mogą zaliczyć obecnego roku do udanych. Get Well czeka spadek po ponad 40 latach spędzonych w najwyższej klasie rozgrywkowej, a truly.work Stal tak naprawdę nie działa dobrze i w mojej ocenie wyląduje w barażach o PGE Ekstraligę. Co ciekawe, w obu tych ekipach na pierwszy plan wybijają się… jednostki. Jason Doyle i Bartosz Zmarzlik. To tylko i wyłącznie dzięki nim obie ekipy zdobyły swoje punkty w tegorocznych rozgrywkach. Kibice jednych i drugich nie chcą chyba wiedzieć co by się działo gdyby zabrakło ich lidera. Smutno patrzy się na brak jazdy parą, a wręcz zajeżdżanie sobie drogi przez kolegów z jednego teamu. A przecież takie obrazki fundowały nam nieraz te ekipy. Jacek Frątczak mawia, że „jeśli nie ma wyników, nie ma atmosfery. W 100% się zgadzam, ale warto dodać, że „nie ma drużyny, jeśli jednostki nie są skore do współpracy bądź przekładają swoje dobro nad dobro ogółu”.

Strasznie mądrze to zabrzmiało, więc chyba pora zmierzać do brzegu. Mądrość na dziś płynie do Was taka – nie warto tworzyć zespołu gwiazd, które myślą o swoim koncie. Czasem jeden Bjerre da więcej niż tłum byłych mistrzów.

fot. Różna Koźlikowska

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie