We wrocławskich klubowych gabianetach niewątpliwie dziś panuje szczęście, ale też spora ulga, że ten sezon potoczył się do samego końca tak, jak tego oczekiwano. Transfer Artioma Łaguty dopełnił drużynę Dariusza Śledzia i w pełni zasłużenie sięgnęła ona po upragnione złoto. Złoto, które jest tak oczywiste, że dziś nie ma potrzeby tworzyć szczegółowych analiz, doszukiwać się szczęścia w poszczególnych meczach, czy sprzyjających okoliczności. Nie, tytuł dla Sparty to najbardziej bezdyskusyjna rzecz kończącego się sezonu. Drużyna kompletna i skazana na sukces. No, ale ja dziś o tych drugich chciałem…

Oczywistości na bok. Znacznie mniej wiarygodnym przed startem sezonu był dla mnie (i pewnie wielu z was) srebrny medal dla lubelskiego Motoru. Zespołu, który urzekł mnie w finałowym meczu niesamowicie. Więcej radości sportowej ostatnio sprawił mi tylko transfer Cristiano Ronaldo do ukochanego Manchesteru United. No, ale to przecież w ogóle nie ta półka. Jeszcze po pierwszej odsłonie finałowego starcia, kiedy w Lublinie padł remis byłem przekonany, że we Wrocławiu od samego początku będziemy oglądać mecz „do jednej bramki”, że Betard Sparta tytuł mistrzowski rozstrzygnie maksymalnie w dwóch seriach. Nic dziwnego więc, że po pierwszym meczu założyłem się z jednym z członków rodziny o dobrą whisky, że Sparta tytuł zdobędzie, choć druga strona przekonywała, że jeszcze nic nie jest przesądzone i on wierzy w Motor, kiedy ja tylko przytakiwałem z uśmiechem. Nic bardziej mylnego. Lublinianie, którzy w finale jechali bez Grigorija Łaguty, jednego ze swoich potencjalnych liderów stworzyli nam kapitalne widowisko do niemal samego końca rywalizacji, wynieśli swoje umiejętności na niebotyczny poziom i urzekli nieskończonymi pokładami woli walki. Nawet sam wynik 50:40 na korzyść wrocławian nie oddaje tego, jak bardzo zacięty był to mecz. Mecz, który przecież rozstrzygnął się w 13. wyścigu, a dwa ostatnie zostały rozegrane na zasadzie „dobra, weźmy to skończmy i zaczynajmy imprezę”. Poziom emocji i napięcia sięgały zegara na wieży Olimpijskiego, bo realnie rywal szarpał i kilkukrotnie przechylał wynik na swoją korzyść. Ale Sparta była tego roku po prostu mocarna.

Feta była czymś wyjątkowym. Kiedy na nią patrzyłeś nie widziałeś zwycięzcy i przegranego. Na wrocławskim podium stały dwie drużyny świętujące sportowy sukces, bo niewątpliwie wicemistrzostwo kraju dla Motoru Lublin takim jest. To zresztą było też widać na wszystkich fotorelacjach, materiałach pomeczowych, czy w mediach społecznościowych lublinian. Miasto, klub, i kibice w ekstazie. Cieszył się także Mark Karion, który w tym roku pojechał w jednym biegu, co dziś nie ma już żadnego znaczenia.

***

Teraz pozostałe plusy ostatniej kolejki. Na pochwałę ode mnie zasłuży także telewizja nSport+. Przede wszystkim za nowinki wizualne, które w moim subiektywnym odbiorze całość widowiska urozmaiciły. Do tego wreszcie obejrzeliśmy kadry z tak upragnionego fotofiniszu. Miejmy nadzieję, od przyszłego sezonu będzie on w standardowym pakiecie każdej transmisji. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o wirtualnym Tomaszu Gollobie, którego technologia rodem z Houston ściągnęła do meczowego studia prosto z domowej kanapy. Przyznaję, zrobiło wrażenie, choć przecież takie sztuczki są w dzisiejszej telewizji zupełnie czymś normalnym. Niemniej jednak, otoczka i podejście telewizji do realizacji transmisji było godne finału, więc nawet tego strasznego drona lecącego za wyścigową stawką zostawię w spokoju.

***

Emil Sajfutdinow uzbierał w Gorzowie 11 punktów w czterech startach, co jednoznacznie oceniam jako „pożegnanie z klasą” z leszczyńskim klubem, stempelek na jego długoletniej współpracy z Fogo Unią i wymowny sygnał, że tegoroczne problemy z równą i skuteczną jazdą mogą w toruńskim środowisku odejść w niepamięć. Takie życie sportowca, że ten czasem musi zmienić otoczenie, żeby odświeżyć karierę, wcisnąć żużlowe F5 i spróbować od nowa, patrząc na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Ze zdziwieniem odebrałem krytykę po pierwszym meczu o brąz, która wykraczała poza aspekt sportowy (Emil zdobył wtedy 2 punkty) i sugerowała, że Rosjanin wręcz położył mecz niejako specjalnie swoim brakiem zaangażowania. W żużlu takie historie wkładam między bajki. Nikt z zawodowo uprawiających ten sport nie zrezygnuje ze swojej wysokiej gaży za punkt z powodów emocjonalnych, a już na pewno nie dlatego, że komuś chciałby zrobić na złość. Sajfutdinow AD 2021 to żużlowiec z kłopotami i nierówną formą sportową. Pech Unii polegał na tym, że ta niemoc z dużą siłą wypłynęła na czas play-off. Tak, czy inaczej w półfinale z Betard Spartą Unia i tak stała na straconej pozycji, a finał pocieszenia, dla tej ekipy żadnym pocieszeniem nie był. O czym pisałem też w poprzednim felietonie. 

fot. Ewelina Włoch

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie