Kiepski styl, porzucenie reprezentacji przez Siwego, kontuzje, problemy w klubach niektórych naszych kadrowiczów, brak skuteczności, czy wreszcie fatalnie wyglądający zespół w czwartkowym spotkaniu ze Szkocją. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że w rywalizacji ze Szwecją możemy mieć nadzieję, możemy kibicować sercem, ale z piłkarskim rozumem to w zasadzie nie szliśmy po drodze. I co? I znów okazało się, że Czesiu Michniewicz to trener stworzony do arcyważnych bitew, że w naszej kadrze są liderzy, a jeśli im wszystkim na raz będzie się chciało grać to z każdego starcia ta kadra może wyjść zwycięsko. Środowa rzeczywistość jest zachwycająca. Jedziemy na mundial, a Matty Cash najprawdopodobniej dziś leczy kaca.

Nie mogliśmy oglądać bardziej bohaterskiej postawy tych kadrowiczów. Tak bohaterskiej, bo to co we wtorek wieczorem wyprawiał Kamil Glik musi przejść do historii tej dyscypliny w Polsce. Facet po kilku minutach gry zgłasza kontuzję, ale chyba tylko, żeby jeszcze bardziej dodać dramaturgii tej konfrontacji, bo z boiska nikt nie miał zamiaru go zdejmować. Skała. Wszystko w tym meczu wyglądało optymistycznie, w zasadzie już od pierwszych minut. Prawda, ta pierwsza odsłona meczu w Chorzowie koniec końców była nijaka, a nawet z lekkim wskazaniem dla Szwedów, którym przecież sami robiliśmy prezenty i stwarzaliśmy okazję do strzelenia gola. Przetrwaliśmy, nawet mimo tego, że Jacek Góralski stracił na moment kontakt z bazą i tylko dziękować Bogu, że po ataku na Karlstroema skończyło się tylko żółtym kartonikiem. W przerwie Michniewicz dokonał kluczowej dla losu całego meczu korekty. Wyczucie? Jasne, choć mam wrażenie, że cały stadion Śląski (i nie tylko) wręcz się tego ruchu domagał.

Drżeliśmy o ten mecz. Wśród stosu pesymistów gdzieś w piłkarskiej publicystyce odnajdywałem pokłady spokoju i pewności. No przecież ze Szkocją nie grał Lewandowski, na lewej flance Reca kopał się po czole i w ogóle ci Szkoci to byli super zorganizowani. Jeśli tamten mecz był zasłoną dymną, to Czesław Michniewicz powinien dziś przebierać w ofertach od firm zajmujących się pirotechniką. Szwedzi też uchodzili za ekipę poukładaną i pewnie dalej za taką ich należy uważać. Zespół Jana Anderssona tworzy kolektyw, posiada indywidualności i ten szwedzki zadzior, choćby w postaci Danielsona. Tyle, że to na wczorajszą reprezentację Polski było stokroć za mało, bo to była zupełnie nie ta drużyna od tej, która biegała po murawie w Glasgow. Który to już raz ta ekipa udowodniła, że kiedy się zepnie, ściśnie poślady, którymi będzie jeździć po trawie, zacznie wylewać hektolitry krwi i potu, jest w stanie poradzić sobie z każdą przeszkodą? Wystarczy tutaj wspomnieć choćby turniejowy mecz na Euro z Hiszpanią. Głowa, mental, psychika – jak zwał, tak zwał. Nawet jeśli za zwycięstwo obiecano im skrzynkę wódki, na końcu liczy się efekt i skuteczność. Zadziałało.

Dziś można mnożyć akapity i wskazywać po kolei poszczególnych piłkarzy, bo rzeczywiście każdy z nich dał temu zespołowi wczoraj jakość. Lewandowski był królem gry bez piłki, Krychowiak przestał pajacować i zagrał jedną z ważniejszych połów w historii jego występów w tej reprezentacji, Szczęsny to był pan i władca swojego pola bramkowego, a Szymański wysłał pocztówkę z pozdrowieniami do Paulo Sousy, który uparcie go pomijał w powołaniach. Już dawno ta kadra nie dała nam tyle radości i wzruszenia, co doskonale było widać po twarzy Czesława Michniewicza, niewątpliwego Szefa tej paki.

Pożyjmy jeszcze chwilę w tym zachwycie. Jedziemy na katarski mundial, turniej historyczny, który zostanie rozegrany na przełomie listopada i grudnia tego roku. Niebawem znów z warsztatowej szafy powyciągamy sprężarki powietrza, żeby jeszcze szybciej pompować baloniki z logiem PZPN-u, ale co tam? Niech tak będzie. Niech ten kraj żyje znów mistrzostwami, niech koniunktura się napędza, a dzieci biegają po boiskach parkietach hal sportowych w koszulkach Lewandowskiego i Casha. Mistrzostwa świata z polską reprezentacją to zupełnie inne rozgrywki niż te bez białoczerwonego akcentu. I nie tylko restauratorzy żyją takim przekonaniem. W piątek losowanie i jednocześnie początek operacji „Katar 2022”. Żyjmy nadziejami, wolno nam.

fot. GETTY / TVP Sport

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie