– Wynik meczu w Ostrowie to tylko słabość beniaminka. Zaraz grudziądzanie poznają smak porażek z dużo mocniejszymi rywalami – dało się wyłapać niektóre komentarze po inauguracyjnym spotkaniu Arged Malesa Ostrów Wlkp. – Zooleszcz GKM Grudziądz, w którym goście z kujawsko-pomorskiego dzielili i rządzili na torze ekstraligowych nowicjuszy. Raz na rok to i garbaty się wyprostuje? Nie tym razem.

No więc przyjechali do Grudziądza najlepsi z możliwych testerów żużlowej formy, aktualni mistrzowie Polski, mocarze z Wrocławia. Ci sami, którzy tydzień wcześniej rozbili toruński For Nature Solutions Apator, ledwo dając mu przebić barierę trzydziestu punktów. Jak było, każdy widział. GKM ku zaskoczeniu wielu osób tę rywalizację wygrał jeszcze przed biegami nominowanymi, co samo w sobie oznacza jedno: dwa zwycięstwa i lider tabeli PGE Ekstraligi po dwóch rundach spotkań. To już nie przypadek, to dowód, że zespół Janusza Ślączki, właściwie tylko z drobnymi korektami w składzie w porównaniu z zeszłą kampanią, wchodzi w ten sezon wyważając drzwi z futryną.

Wiadomo, że GKM nie wygra wszystkich meczów w lidze. Ktoś powie, że po tym, co pokazali do tej pory, to dość odważna teoria, ale ze spokojem postawiłbym na to jakieś pieniądze. To jeszcze nie dream team rodem z Leszna A.D. 2017, aczkolwiek jeszcze dwa, trzy zwycięstwa i będę musiał odszczekiwać. Żarty jednak na bok. Grudziądzanie świetnie rozpoczęli sezon, co rozpisuje doskonałe perspektywy na przyszłość i stawia drużynę w komfortowej sytuacji zarówno sportowej, jak i mentalnej w walce o rundę play-off. A trzeba w tym miejscu przypomnieć sobie te głosy, które zaraz po ligowej inauguracji grzmiały, iż liga w zasadzie nam się wyjaśniła. Ostrów leci, GKM siódmy, reszta play-off. Proste jak budowa cepa, zważywszy na to, że – idąc za tłumem – „ktoś zniszczył PGE Ekstraligę tymi nowymi play-offami”. Proszę się nie gniewać, ale te głosy były w zrozumiały sposób i po części uzasadnione. Na szczęście dziś jesteśmy (w tym i ja) mądrzejsi o jakże ważną żużlową prawdę – Zooleszcz GKM Grudziądz poważnie włącza się do walki o fazę pucharową tej ligi, czym ratuje nam sezon zasadniczy w PGE Ekstralidze, zostawiając emocje tam gdzie ich miejsce – w każdej kolejnej rundzie spotkań, a już na pewno na torze przy Hallera 4. Tam to się będzie działo w tym roku!

Sobotni mecz z Betard Spartą Wrocław to był żużlowy majstersztyk. Świetne sportowe widowisko, znakomity, serwujący mnóstwo emocji tor i kapitalny w kontekście całej PGE Ekstraligi wynik powodują, że tegoroczne wizyty na stadionie GKM-u będą czystą przyjemnością. Na ten moment można zaryzykować stwierdzeniem, że Pedersen i spółka nie dadzą tam wygrać nikomu, choć od razu zaznaczam, że warunki torowe, podobnie jak i pogoda, są zmienne. Tak, czy inaczej ten zespół już pokazał więcej niż przed sezonem oczekiwano. Zmusił nas do ustawienia alarmów w porze każdego, wyznaczonego w terminarzu meczu tej ekipy. Doskonała forma Nickiego Pedersena, Przemka Pawlickiego, czy więcej niż satysfakcjonująca dyspozycja Norberta Krakowiaka dają trenerowi Ślączce nie tylko spokój, ale i duże możliwości taktyczne. Nawet Krzysztof Kasprzak tak mocno wczuł się w rolę, że nie marnował sprzętu na jakieś tam Złote Kaski. Nie zapominajmy też o formacji juniorskiej, która wreszcie w GKM-ie wygląda… no po prostu wygląda. 5+1 w Ostrowie i 9+2 w rywalizacji z mistrzem Polski przed startem rozgrywek brano by w tym mieście z pocałowaniem ręki. To wszystko sprawia, że reszta żużlowej społeczności od Odry aż po Bug może słać podziękowania w kierunku klubu z Grudziądza (no może poza Częstochową). Oby czekał nas pasjonujący i elektryzujący bój o szóstkę do samego końca.

***

Od jednego z kibiców dostałem pytanie (zarzut?) dlaczego nie odniosłem się w żaden sposób do sytuacji z Glebem Czugunowem po meczu Sparty z Apatorem. Dlaczego? A no dlatego, że mnie tam nie było, nadchodziły święta i miałem ważniejsze problemy na głowie niż wybryki podchmielonych gości w klatce, którzy w podobnej sytuacji zaatakowaliby kogokolwiek, byle dać upust swoim emocjom. A tu właśnie takie emocje po potężnej chłoście od wrocławian nabrzmiały i uderzyły w Gleba. Sam żużlowiec też podobno nie jest czyściutki, ale to już niech kto inny się tym zajmuje. Mnie od samego początku przygody ze sportem nie elektryzują wulgaryzmy, stadionowe wybryki i prowokacje. Chciałbym, żeby tego na naszych stadionach nie było, ale obecnie jest to takie samo chciejstwo jak mówienie o pokoju na Ukrainie. Niestety.

Gleb Czugunow jest żużlowcem i tylko w takimi kontekście chciałbym o nim pisać. Fajnie, że wreszcie zainkasował trójki. Powinno mu to pomóc, bo nawet nie chcę sobie nie wyobrażać, co ten chłopak przechodzi przez ostatnie tygodnie. W dalszym ciągu wielu z nas zapomina, że żużlowcy to ludzie jak wszyscy. Z emocjami, podatnością na stres, problemami prywatnymi i biznesowymi mierzą się na co dzień. Niezależnie od tego, jakie mamy zdanie o konkretnym zawodniku i jak on by nam nie podpadł, każdy z nich ma prawo do szacunku. TYLE.

***

Maksym Drabik zalicza świetny mecz i udowadnia (szybciej niż zakładałem), że nie zapomniał jak wygląda skuteczna i widowiskowa jazda w jego wykonaniu. Między innymi dzięki jego postawie Motor Lublin ma dziś komplet zwycięstw i spokojnie przystępuje do kolejnych konfrontacji w PGE Ekstralidze. Bardzo cieszą mnie takie powroty, choć jednocześnie przyznam, że te pierwsze wywiady Maksyma wbiły mnie w fotel i zostawiły z refleksją, jak ten młody człowiek się zmienił. Trzymam kciuki, za jego karierę, za wyniki i za to, że nikt brudnymi buciorami nie będzie chciał mu wchodzić do domu. Dużo dobrego w żużlu przed nim.

fot. Darek Ryl

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie