Ligowa inauguracja na piątkę z plusem. Pewnie, że trochę jest w tej ocenie tęsknoty za jazdą w lewo i całym tym żużlowym jestestwem, ale niech rzuci kamieniem ten, który nie cieszył się w weekend z tego, co nam zaserwowano i niekoniecznie chodzi mi tu o świąteczny stół. PGE Ekstraliga, 1. Liga Żużlowa i 2. Liga Żużlowa wystartowały. Jeszcze nie w pełnym wymiarze, choć mamy już kilka pretekstów do wystawienia odpowiednich cenzurek.

Groźne Wilki i palec Doyle’a

Bardzo dobry wynik Cellfast Wilków Krosno w Lesznie niespecjalnie mnie zaskoczył. W przedsezonowych przewidywaniach czułem, że beniaminek PGE Ekstraligi jest delikatnie niedoszacowany, niedoceniony i posiada w zestawie kilka niewiadomych, które mogą zaskoczyć pozytywnie. Chodzi tu przede wszystkim o duet Milik – Lebedevs, który w najwyższej klasie rozgrywkowej chwilę już nie jeździł, lecz przecież w ostatnim czasie ani Czech, ani tym bardziej Łotysz nie leżeli na plaży z drinkiem w ręku. Nie. Szczególnie Andzejs Lebedevs, narzekający nie tak dawno na rywalizację z amatorami ligę niżej, marzył o ponownych startach w PGE Ekstralidze, dając jasny sygnał, że jego sportowe ambicje się nie wyczerpały. I w Lesznie było to widać. Szkoda, że gdzieś tą amatorką zapachniało w sytuacji, gdzie Lebedevs, tuż przed metą odnotował defekt na pierwszej pozycji. Finalnie to był tzw. „moment meczu”, jak powiedział mi później jeden z zawodników. – Pokazaliśmy pazur, pokazaliśmy wilcze zęby i walczyliśmy do końca – mówił po meczu kapitan Cellfast Wilków dla klubowej telewizji. I ja się z nim zgadzam. Wilki będą groźne dla wielu rywali. To dobrze dla samych Wilków i wyborny prognostyk dla całej ligi.

Jason Doyle w Lesznie zapewnił sobie dwie rzeczy: wypłatę za 10 punktów zdobytych na torze i dozgonną pamięć fanów miejscowej Fogo Unii. Sfrustrowany zachowaniem kibiców Doyle, po ostatnim swoim biegu nie wytrzymał i upuścił trochę emocji poprzez środkowy palec. Czy w związku z tym Australijczyka czekają jakieś konsekwencje? Pewnie tak, choć przyznam szczerze, dla mnie zajście miało charakter „incydentu”, który traktuję jako dodatkowy smaczek całego widowiska. Geneza jest prosta. Żużlowiec wywinął numer Unii, czym – co zrozumiałe – rozwścieczył kibiców z Leszna, a ci niemal przez cały niedzielny mecz nie dali mu o tym zapomnieć. Dodając do tego presję, emocje i wagę inauguracyjnego spotkania gdzieś te skumulowane nerwy po prostu musiały znaleźć ujście. Znalazły w niezbyt przyjaznym geście, a sam Doyle nawet nie próbował tłumaczyć się, że tylko podcierał oko. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć jak najlepiej spalić za sobą mosty, może śmiało uderzać do Jasona.

Lek na długowieczność

Kiedyś w Newsweeku natknąłem się na artykuł, w którym autorka opisywała naukowe odkrycie dodatkowych cech substancji o podejrzanej nieco nazwie metformina. Okazuje się, że jej działanie hamuje proces starzenia się, dzięki czemu w niedługim czasie dostaniemy lek, wydłużający nasze życie nawet do 120 lat. I tak sobie myślę, że w żużlu mamy takiego gagatka, co znalazł klucz do magazynu z tym wynalazkiem. Oczywiście chodzi tutaj o Nickiego Pedersena, który w sobotę dokonał rzeczy wielkiej. Nie pierwszej w swojej długiej karierze, ale pierwszej po okropnym dzwonie i ciężkiej kontuzji, przy której wielokrotnie pisaliśmy o rychłej emeryturze charakternego Duńczyka. No, ale Nicki, gdy czyta takie teksty to śmieje się nam w twarz i każe potrzymać piwo.

18 punktów w meczu z Tauron Włókniarzem Częstochowa u każdego fana speedwaya powoduje mimowolny opad szczęki. To nawet nie są punkty, które lider Zooleszcz GKM-u uzyskał sprzętowo deklasując rywali na staracie, czy posiadając jakiś ogromny handicap w spasowaniu się z grudziądzkim torem. Nie, on je dosłownie „wywalczył”, bez strachu i bez hamulców zarówno na torze, jak i w głowie. To właśnie głowa Pedersena jest jego największym atutem i sportowym orężem. To tutaj upatruję jego wielkości i osobowości, która nie pozwala od tak sobie zrezygnować z tego sportu. Nie, ta głowa cały czas podpowiada Nickiemu, że jeszcze tu nie skończył, jeszcze go stać na wielkie rzeczy i to właśnie nam wszystkim udowodnił. Czy tak będzie co mecz? Pewnie nie i nie ma tutaj co oszukiwać fanów GKM-u. Jedno jest jednak pewne, na Pedersena mogą oni liczyć, bardziej niż rolnicy na ministra Kowalczyka, Barcelona na Lewego i Wielkanoc na słoneczną pogodę. Tak, Pedersen jest kluczową postacią tej ekipy, przynajmniej dopóki nie odniesie jakiejś kontuzji. Czego ani jemu, ani wszystkim zgromadzonym wokół grudziądzkiego klubu nie życzę.

PS. Obiecuję, że jak tylko będę mógł to zapytam Nickiego o tą metforminę. Coś musi być na rzeczy…

fot. Zuzanna Kloskowska / speedwayekstraliga.pl

Zobacz też:

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie