W sobotę w Malilli Bartosz Zmarzlik został po raz trzeci królem światowego speedwaya. Już w półfinale, kiedy zdefektował motocykl Leona Madsena było jasne, że kolejne złoto przypadnie najlepszemu polskiemu zawodnikowi. Dwa biegi później Zmarzlik dołożył jeszcze bezkonkurencyjne zwycięstwo w Grand Prix Szwecji. Po zawodach zawodnik spotkał się z grupą dziennikarzy z Polski i bardzo obszernie opowiedział nie tylko o turnieju w Malilli, ale też całym tegorocznym wyścigu o mistrzowski tytuł.

O zdobytym trzecim tytule Indywidualnego Mistrza Świata na żużlu:

Bartosz Zmarzlik: Jeszcze tak naprawdę nie wszystko do mnie dociera. Koncentrowałem się, tak jak zawsze na wszystkich swoich biegach. Teraz tydzień stresu będzie krótszy, oczywiście w Toruniu będę dawać z siebie wszystko, aczkolwiek już nic nie muszę, lecz mogę. Plan był taki, żeby dzisiaj wygrać. Szczerze mówiąc nie do końca dobrze się dzisiaj czułem. Byłem na łódce, na rybach wczoraj i przedwczoraj, trochę mnie przewiało i było mi tak strasznie zimno cały czas. Zacząłem sam siebie tłumaczyć, że nic się nie dzieje, jeszcze przecież są zawody w Toruniu, mamy wciąż wiele wyścigów. Byłem jednak skoncentrowany, żeby skończyć to dzisiaj. W ostatnich latach wrzesień i październik, może głupio to zabrzmi, że się przyzwyczaiłem do tego, ale po pierwszym tytule już inaczej zacząłem myśleć o tym wszystkim. Bardzo mi to pomagało, bo wciąż jestem młody i jeszcze wiele lat jazdy przede mną. Jeśli coś się nie uda to zawsze mogę spróbować to zrobić w przyszłości, choć wiadomo, że trzeba korzystać z tego co jest tu i teraz.

 

O istotnej zmianie w sprzęcie po treningu, a przed samym turniejem w Malilli:

Dzisiaj po treningu tato przywiózł mi silnik i zdecydowałem, że to właśnie na nim pojadę, a nie na tych dwóch, na których trenowałem. Możliwe, że tamte pasowałyby tak samo, ale wierzyłem w to co robię, a tu sporo polega na tym, żeby właśnie wierzyć w siebie i motocykl, wybierać te rzeczy, które czujesz najbardziej i odpowiednio wszystko regulować w czasie zawodów.

O torze i pracy mechaników: 

Dobre zawody całkiem pojechałem dzisiaj. Nie wiem, czy nie jedne z lepszych w tym roku. Nie zaliczyłem ani jednego zera, czy jedynki. Najbardziej jestem zadowolony z ostatnich trzech biegów. W finale wygrałem start, od startu do mety, a była naprawdę ciężka nawierzchnia do wystartowania. Nie jestem do takich przyzwyczajony, to trochę tak jakbyśmy ruszali z asfaltu. Na wierzchu było 2-3 cm luźnego piasku, a pod spodem, gdzie się nie kopało było twardo jak asfalt. Są różne szkoły jak zrobić, żeby dobrze z tego wyjechać, nasze decyzje okazały się trafne i jestem bardzo szczęśliwy. Chciałbym przy tej okazji podziękować bardzo moim mechanikom Sewerynowi, Grzesiowi, Pawłowi, Marcinowi, tacie. Tyle, co oni dla mnie robią i tyle, co dyskutujemy na różne tematy, a nie przytakują mi za każdym razem, tylko potrafię powiedzieć czasami „nie”. Dochodzimy wtedy do wniosku, że moja pochopna decyzja była by nieodpowiednia. Wymieniamy ze sobą mnóstwo spostrzeżeń.

O tegorocznej walce w cyklu Speedway Grand Prix:

Żałuję bardzo Grand Prix w Warszawie, gdzie do połowy sezonu nie mogłem się z tym pogodzić, bo to był typowo jeździecki mój błąd w półfinale. Wiem, że gdybym mógł dołożyć te punkty to mogłoby być ich więcej i tak dalej. Dzisiaj nie ma to żadnego znaczenia i cieszę się bardzo, że zostałem po raz trzeci mistrzem świata, choć jak powiedziałem, teraz jeszcze tak do końca to do mnie nie dociera. Bardzo też się cieszę, że wygrałem dzisiejsze Grand Prix, bo nikt jeszcze w tym roku nie wygrał trzech rund. Byłem bardzo regularny i z tego się cieszę, że jest taki, a nie inny wynik.

O tym, który tytuł jest dla niego najbardziej wyjątkowy:

Każdy jest wyjątkowy. Pierwszy zawsze będzie tym pierwszym, bez dwóch zdań pamięta się go wspaniale. Z drugiego bardzo się cieszyłem, bo zdobyłem go rok po roku i to też jest coś innego. A teraz? Miałem takie marzenie, żeby zakończyć mistrzostwem świata i też się z tego bardzo cieszę.

O mistrzowskich gadżetach, które przygotował dla niego team (złoty kask z trzecim mistrzostwem, koszulki):  

Szczerze mówiąc zawsze zastanawiałem się, tak nie ukrywając, czy ten kask będzie, czy jakaś koszulka, a może nic? Oni mi nigdy na ten temat nic nie mówią, a ja nie chce nawet pytać. To jest jednak trochę stresujące i nawet trochę dziwne, bo myślisz, zastanawiasz się i chciałbyś zapytać, czy coś jest, ale postanawiasz, że nie pytasz, bo najpierw trzeba wykonać pracę. Później ewentualnie będziemy patrzeć na tego typu rzeczy.

O rodzinie podczas turnieju w Malilli:

Wiedziałem, że wszyscy przyjeżdżają. Wysłali mi sygnał, że chcą być. Praktycznie zawsze duża ekipa od nas jest na Grand Prix, czy innych zawodach, ale widziałem dzisiaj po nich, że przyjechali, ale nie chcieli mi zawracać głowy, trochę się z Antkiem pobawiliśmy w parkingu przed zawodami, poczyścił koła, bo nie lubi jak są brudne i ma rację! Muszą być czyste.

O tym, gdzie jest sufit w wyścigu po kolejne zwycięstwa i tytuły:

Wychodzę z założenia, że ograniczeń nie ma. Nigdy nie mówię o swoich marzeniach, ale mam ich wiele jeszcze. Czy się uda? Nie wiem, ale dokonam wszelkich starań, żeby dążyć do tego, co sobie wymyśliłem.



O tym jak zmienił się Bartosz Zmarzlik od czasu pierwszego tytułu mistrza świata:

Na pewno bardziej panuję nad sobą w takim sensie, że jak się nie powodzi to po prostu mniej to przeżywam niż wcześniej. Nie to, że ten pierwszy tytuł mnie zaspokoił, ale dał taką wartość, że to już mam, a jeszcze wiele lat, nie dziś to jutro i tak dalej. Wszystko układa się w tej głowie jak puzzle. Widzę ile pracy dookoła wykonują dla mnie moi ludzie to nie chcę tego zaprzepaścić ile oni oddają swojego prywatnego życia, żeby zrobić wszystko dla mnie, żebym miał świetne warunki do rozwoju i wygrywania. Sam niejednokrotnie jestem zmęczony tym wszystkim, testowaniem, trenowaniem, nawet wczoraj trochę przesadziłem, bo poszedłem biegać w góry i dziś jestem taki „zakwaszony” i obolały, ale to wynikało z ambicji i przekonania, że choć nie mam siły to i tak to zrobię. To też układa ci tam w głowie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Musisz tylko chcieć bardziej niż inni.

O walce w Grand Prix bez Rosjan:

Myślę, że nie to nie było łatwiejsze zadanie, bo ten sezon nie należał do najłatwiejszych. A to, że ich nie ma? To przecież nie powinno w żadnym stopniu umniejszać nam wszystkim. Były tez sezony z nimi i raz wygrywali, raz przegrywali jak to w sporcie. Nie kieruję tutaj złych słów w ich stronę, ja głównie koncentruję się na sobie i chcę robić dobrą robotę.

fot.: Paweł Wilczyński

Rate this post

Jesteś offline. Połącz się z siecią i spróbuj ponownie